środa, 30 stycznia 2013

Konsekwencje wyuczonej bezradności - część 1

Wyuczona bezradność jako zespół cech i zachowań charakteryzujący osoby zalęknione i funkcjonujące w ogólnym poczuciu bezradności ogromnie komplikuje życie. Szczególnie, jeżeli wykształca się przez długie lata i ma swoje konsekwencje w dorosłym życiu. To daje bowiem nowe możliwości doświadczania radości, szczęścia i spokoju.
Do najważniejszych konsekwencji opisanego wcześniej syndromu należą:

Stabilność emocjonalna – Osoby, które przez lata uczone były życia w poczuciu bezradności i ogólnej frustracji, nie są w stanie doświadczać równowagi emocjonalnej. Spokój, umiejętność rozpoznawania i wyrażania swoich emocji oraz uczuć są sprawą nadrzędną w życiu jednostki. Chwiejność emocjonalna związana jest z wieloma urazami z dzieciństwa, ograniczaniem twórczości, ekspresji, stosowaniem niewspółmiernych kar, niezrównoważeniem któregoś z rodziców...itp. Człowiek, który żywi przekonania o sobie jako o kimś niezaradnym, beznadziejnym czy pozbawionym talentów, nigdy nie doświadczy spełnienia oraz satysfakcji życiowej.
Brak umiejętności tworzenia bliskich więzi opartych na adekwatnej samoocenie – Wyuczona bezradność niepodważalnie wiąże się z zaniżoną samooceną, dotykającą wielu aspektów życia. Osoba mająca przekonanie o własnej bezradności i byciu ofiarą nie będzie w stanie zbudować wartościowych relacji społecznych, a tym bardziej cennych związków miłości. Poczucie niezaradności i porażki przełoży się na najistotniejsze dziedziny życia, co bywa nieprzyjemne w skutkach. Osoba nieprzekonana o własnej wartości, zalękniona, podporządkowana i tłumiąca emocje będzie odpychała od siebie potencjalnie harmonizujące osoby, przyczyniając się do większego osobistego cierpienia. Syndrom wyuczonej bezradności może rujnować związki, dlatego też praca nad nim wydaje się tym bardziej wartościowa.
Doświadczanie niespełnienia na płaszczyźnie najczęściej finansowej – Niezaradność i przekonanie o własnej nieskuteczności rzutuje również na sferę finansową. Osoby z syndromem po prostu bardzo często nie wiedzą, czego chcą, o co im chodzi i czym mogliby się zająć zawodowo. Nauczyły się życia, w którym nie miały możliwości doświadczania i uczenia się w zgodzie ze sobą, obserwując rodziców, krewnych, a tym samym zaniżając swoją wiarę w skuteczne działania.
Lęk przed dokonywaniem samodzielnych wyborów – Ktoś, kto zazwyczaj nie miał możliwości i obawiał się podejmowania większości decyzji, czy to ze względu na wychowanie, przebyte traumy czy inne trudności, nie będzie w stanie działać samodzielnie. Ciągle będzie potrzebował potwierdzenia, czy robi dobrze oraz czy jego decyzje mają sens. Lęk przed dokonywaniem samodzielnych wyborów to lęk przed samym sobą i niewiara w jakąkolwiek własną skuteczność. Samodzielność bywa na wiele sposobów niszczona od wczesnego dzieciństwa, a jej odbudowywanie trwa niekiedy latami, dlatego tak bezcennym jest ponowne doświadczanie osobistego poczucia sprawstwa i pewności.

wtorek, 29 stycznia 2013

Jak sprawić, by w końcu życie stało się podróżą, w której mamy wiele możliwości wyboru?

Zgodnie z obserwacjami psychologów tylko garstka ludzi, którzy chcą osiągnąć sukces, rzeczywiście go osiągnie. Cała reszta poniesie klęskę, zostając dokładnie w tym samym miejscu, w którym są teraz. 
"Odbieranie rzeczywistości tylko w jeden sposób sprawia, że tracimy, a życie staje się zbyt płaskie, zbyt normalne, a przez to większość ludzi wpada w rutynę „życia”, w którym niestety nie biorą czynnego udziału!"

Tak. To wszystko sprawia, że życie nie ma smaku, a rzeczywistość jest czarno-biała. Co zatem zrobić, aby to zmienić? Łatwo jest narzekać na wszystko, co się nie udaje. Jeśli tak chcesz żyć, możesz. Ty odpowiadasz za swoje życie. To Twoje decyzje determinują i kreują rzeczywistość, w której teraz jesteś.

„Łatwa trudność zROZUMIEnia” to publikacja dla tych, którzy chcą nareszcie otworzyć oczy i uświadomić sobie, że jeśli chcą osiągnąć sukces, muszą docenić swoją w nim rolę. Sytuacja, w jakiej się teraz znajdujesz, jest wynikiem Twoich wcześniejszych działań i decyzji. A zatem skoro sam doszedłeś do tego miejsca, równie dobrze sam możesz dojść do swojego celu.
Czy przeszło Ci kiedyś przez myśl,
dlaczego nie udało Ci się osiągnąć tego, co zaplanowałeś?

Prawda jest taka, że za swoje niepowodzenia i porażki ludzie obwiniają wszystkich
dookoła, tylko nie samych siebie. Kiedy mówisz do kogoś: „I tak Ci się nie uda”, w rzeczywistości mówisz to do siebie i o sobie. Nie zdając sobie sprawy z tego, co decyduje o porażce lub sukcesie, z góry zakładamy, że wszystko, co robimy, nie zmieni naszej sytuacji i wróżymy niepowodzenie.

Wydaje nam się, że rzeczywistość jest poza naszą kontrolą. Mamy wrażenie, że przypadek steruje naszym życiem, a to, czy nam się uda, zależy od szczęścia, decyzji innych, znajomości albo zrządzenia losu. Niewielu z nas rozumie swoją rolę w rzeczywistości i to, jaką siłę mamy, by ją kreować.

Kolejny problem to nasza skłonność do rutyny. Bierze się ona z tego, że postrzegamy rzeczywistość jednowymiarowo. To bardzo wygodne dla naszych umysłów, ponieważ dzięki temu nie musisz się zastanawiać, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Masz fałszywe poczucie komfortu, które tłumaczy brak motywacji do działania i podejmowania jakichkolwiek starań.
 W życiu trzeba mieć zawsze plan B

Nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro. Tym bardziej nie wiesz, czy to, co zrobisz, uda się na pewno za pierwszym razem, dlatego warto być gotowym na wszystko i znać odpowiedzi na pytania:
Jak przygotować się na coś, co może się wydarzyć i niekoniecznie będzie po Twojej myśli?
Jak zamienić wizję porażki na wizję wyzwania?
Jak poprawić coś, zanim się wydarzy?
Nie ma sytuacji bez wyjścia

W wielu skrajnie negatywnych wypadkach zdarza się, że nasze myśli są tak bardzo skupione na poniesionej porażce, że nie widzimy rozwiązań, które istnieją. Poradnik Mariusza Szuby pomoże Ci zROZUMIEć, że bez względu na to, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdziesz, zawsze jest wyjście na poziomie emocjonalnym, które pozwala normalnie funkcjonować.

sobota, 26 stycznia 2013

8 zasad pozytywnego egoisty.

Czy w najbliższym czasie grożą Ci wypalenie, zniechęcenie, brak motywacji do działania i poważny kryzys emocjonalny? Ten problem dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn, osób młodszych i starszych, zagraża mieszkającym na wsi i w miastach, pracującym w każdym możliwym zawodzie.

Osoba dotknięta tym problemem ma poczucie, że nie żyje tak, jak by chciała. I nie bardzo wie, jak to się stało, że jej życie nie jest zgodne z jej pragnieniami. 

Najczęściej na pozór wszystko jest w porządku, jednak wewnętrzne konflikty i kolejne kryzysy emocjonalne mogą doprowadzić do przygnębiającego zatracenia siebie, a nawet głębokiej depresji.

Zaraz wszystko wyjaśnię. Najpierw wykonajmy krótki test, który odpowie na jedno ważne pytanie: Czy i Twoje życie domaga się zmiany?

Oto test. Odpowiedz tylko na pytanie: Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się zrezygnować z czegoś, pod wpływem opinii znajomych, bliskich czy rodziców?

Nie spiesz się. To bardzo ważne pytanie (zaraz wszystko wyjaśnię), a odpowiedź jest jeszcze ważniejsza. Zapytam jeszcze inaczej: Czy kiedykolwiek przestałeś (lub przestałaś) robić coś pod wpływem krytyki?

Mogło to być hobby, zwykła gra w piłkę, pisanie, śpiew, sposób ubierania się, spotykanie się z pewną grupą znajomych, praca, nietypowe zajęcia itp.… Pomyśl i odpowiedz sobie TERAZ na to pytanie.

(15 SEKUND PÓŹNIEJ)
Jeśli Twoja odpowiedź brzmi „tak”, to wiedz, że… to znak!

To oznacza, że w jakimś stopniu nie żyjesz swoim życiem, bo inni decydują o tym, co robisz. To znaczy wręcz, że realizujesz cudze pragnienia, a zapominasz o swoich.

Tymi osobami mogą być:
rodzice, którzy mają określoną wizję Twojej przyszłości;
Twoi bliscy i znajomi, którym chcesz się przypodobać albo zdobyć ich uznanie (na przykład przez wywołanie zazdrości);
obcy ludzie, od których opinii zależy Twoje samopoczucie albo nawet… poczucie własnej wartości.

Skutek?

Im więcej spełniasz pragnień innych osób, tym mniej miejsca i czasu na Twoje… A gdy w ten sposób zapominasz o sobie, to zmierzasz prostą drogą do kryzysu emocjonalnego, zatracenia siebie i ostatecznie głębokiej depresji.
Rozwiązanie? Musisz zacząć żyć dla siebie. Jak najszybciej skończ z zadowalaniem innych kosztem siebie. Porzuć wreszcie najbardziej niebezpieczny sposób sabotowania swojego szczęścia – ciągłe zastanawianie się, „co pomyślą sobie inni?”.Przestań w ogóle zwracać uwagę na to, co mówią inni

Ale zaraz, czy to nie jest egoizm?

TAK. Z jednym zastrzeżeniem. To jest…POZYTYWNY EGOIZM

Gdy przestaniesz wreszcie zwracać zbytnią uwagę na to, co myślą i mówią inni, znajdziesz wreszcie to, co chcesz robić tylko dla siebie i poczujesz się z tym wspaniale.

Wtedy przestaniesz błądzić po omacku, zmieniać stale zainteresowania, pracę czy partnerów. To sprawi, ze zrozumiesz, czego chcesz TY – a nie inni. To sprawi, że skończy się Twój konflikt wewnętrzny, z którego wynikały Twoje błędne pragnienia.

Kim jest pozytywny egoista?
To człowiek niesamowicie zadowolony z życia, znający swoją wartość, drogę i cel.
Wie, co kocha, a czego nienawidzi, nie ma zamiaru zadawać sobie bólu, by na siłę zadowolić innych.
Wie, co chce robić w życiu i do tego dąży — ale nigdy po trupach.
Myśli o sobie, jednak bije od niego światło, które sprawia, że pomaga innym.
Ma jedynie pozytywne cechy typowego egoisty.
Nie narzeka ani nie lamentuje, tylko tworzy własną rzeczywistość.
Sam kieruje swoim życiem i bierze za nie pełną odpowiedzialność.
Ma wysokie poczucie własnej wartości i nie poddaje się pod wpływem krytyki.

Co różni go od zwykłego egoisty?
On nie myśli tylko o sobie - on jedynie idzie swoją drogą, dzięki czemu pomaga innym w tym, w czym naprawdę jest dobry.
Jego działania wynikają z prawdziwej, szczerej chęci, z pasji, i płyną prosto z serca.
Niczego nie udaje i nie zmyśla - jest autentyczny i naturalny.
8 zasad pozytywnego egoisty

Dzięki tym zasadom:

Odczujesz wreszcie miłość do siebie.
Odzyskasz prawdziwe poczucie wartości, oparte na jedynym sensownym fundamencie (nikt Cię go już nie pozbawi).
Poczujesz przypływ niesamowitej energii do działania, dzięki czemu naprawdę będziesz panem swojego losu.
Zaczniesz korzystać z „MAGICZNEGO” sposobu wpływu na otoczenie i świat. Połączone z prostym ćwiczeniem, po trzydziestu dniach odmieni na zawsze twoje życie.
Odkryjesz, jak radzić sobie z każdym wyzwaniem i problemem, nawet jeśli początkowo wydawałoby się, że nie masz na to żadnego wpływu.
Zaczniesz wypowiadać słowa, które zaczną „od środka” zmieniać Twoje życie na lepsze i wypełniać je tylko tym, czego pragniesz. To akurat nie jest żadna magia. Ale rezultaty powalają.
Nauczysz się bezbłędnie rozpoznawać toksycznych ludzi, nawet jeśli wydają się mili i przyjacielscy, i raz na zawsze odciąć się od ich niszczącego wpływu.
Dowiesz się, gdzie znaleźć i jak przyciągać do siebie wspaniałych ludzi, z którymi możesz tworzyć fantastyczne związki.
Jak efektywnie realizować swoje cele, w możliwie najprostszy sposób i w jak najkrótszym czasie. I to Cię od razu zaskoczy…
Poznasz najprostszy na świecie sposób na to, by odzyskać ciekawość i radość dziecka. To jest zachwyt nad każdą chwilą życia. To jest dla Ciebie do zastosowania od zaraz… (ćwiczenie trwa siedem dni, ale efekty są widoczne natychmiast).


piątek, 25 stycznia 2013

Metody i techniki redukcji lęku społecznego

Lęk społeczny i zahamowania interpersonalne mają wielorakie uwarunkowania. W związku z tym żadna pojedyncza technika redukcji lęku społecznego nie jest odpowiednia dla wszystkich osób cierpiących z powodu nadmiernej lękliwości społecznej.
Dla skutecznego przezwyciężenia lęku społecznego duże znaczenie ma dobór metody jego niwelowania, do jego przypuszczalnej przyczyny u konkretnej osoby. Nawiązując  do autoprezentacyjnej koncepcji  uwarunkowań lęku społecznego, należy stwierdzić, że skuteczne oddziaływania redukujące lęk społeczny muszą zwiększać skuteczność autoprezentacji i/lub bezpośrednio oddziaływać na redukcję przeżywanego pobudzenia.

Wyróżnia się cztery główne kategorie metod redukcji lęku społecznego:

terapie poznawcze,
trening umiejętności społecznych,
techniki relaksacyjne,
ćwiczenia interakcji.
Terapie poznawcze koncentrują się na zmianie nastawienia pacjenta do siebie i do interakcji społecznych. Stosowane techniki mają na celu m.in. zmniejszenie koncentracji na sobie poprzez zwiększenie uwagi przykładanej do rozwoju sytuacji społecznej.

Okazuje się, że proste poinstruowanie osób lękliwych społecznie, aby dowiedzieli się jak najwięcej o partnerach interakcji osłabia ich lęk, a także dostarcza im plan działania w wieloznacznych sytuacjach interpersonalnych.

Warto w tym miejscu nadmienić, że jeżeli osoba lękliwa społecznie ma konkretną wizję własnego zachowania w danej sytuacji społecznej, jeżeli zawczasu sporządzi w wyobraźni plan działania w danej interakcji społecznej, to działa w niej znacznie pewniej siebie, przeżywając znacząco mniejsze nasilenie lęku społecznego. Istotną rolę w przezwyciężaniu lęku społecznego terapie poznawcze upatrują w zmianie pewnych przekonań. Chodzi o przekonania dotyczące znaczenia aprobaty społecznej dla samopoczucia danej osoby.

Lęk społeczny słabnie, kiedy jednostka zacznie przykładać mniejszą wagę do wrażenia, jakie wywiera na innych, a zwłaszcza kiedy przestanie zabiegać za wszelką cenę o aprobatę społeczną dla wszelkich swoich poczynań w sytuacjach społecznych.


Ważny jest także „dialog wewnętrzny”, pojawiają się myśli zachęcające do udziału w interakcji społecznej, one uspokajają, dodają pewności siebie, oraz kontrmyśli, te  niosą ze sobą katastroficzne wizje rozwoju sytuacji społecznej.

Trening umiejętności społecznych  ma na celu kształtowanie umiejętności niezbędnych do tego, aby móc efektywnie podejmować określonego typu wyzwania społeczne. TUS opiera się na technice odgrywania roli (symulowania sytuacji społecznych). 
U osób, u których stwierdza się znaczne deficyty umiejętności społecznych i które nie wiedzą, jak się zachować w określonego typu sytuacjach interpersonalnych,  TUS może zwiększyć poczucie własnej skuteczności oraz umożliwić bardziej pewne siebie i skuteczne działanie podczas interakcji społecznych. TUS, aby był skuteczny, zarówno w redukowaniu lęku społecznego, jak i kształtowaniu umiejętności społecznych, musi spełnić szereg warunków. Przede wszystkim, ćwiczenia symulacyjne w sztucznych warunkach treningowych powinny być wsparte indywidualnym coachingiem w rzeczywistych sytuacjach społecznych.

Metody relaksacji są wykorzystywane do bezpośredniego oddziaływania na poziom napięcia.  Najczęściej w kontekście redukcji lęku społecznego mówi się o progresywnej relaksacji mięśniowej (a ściślej mówiąc o jej modyfikacji zwanej kontrolowaną relaksacją na sygnał) oraz o systematycznym odwrażliwianiu.Uważa się, że większości ludzi, którzy cierpią z powodu lęku społecznego, wcale nie brakuje umiejętności społecznych. Te osoby raczej krępują się ich używać . 
Oznacza to, że jeśli wyeliminuje się silną motywację do unikania kontaktów społecznych poprzez redukcję lęku społecznego, jaki przeżywa dana jednostka często już na samą myśl o interakcji z innymi, to będzie ona nie tylko pewniej siebie funkcjonować w sytuacjach społecznych, ale także bardziej skutecznie i adekwatnie do kontekstu społecznego.

Ćwiczenia interakcji to nabieranie doświadczenia poprzez uczestniczenie w zaaranżowanych, bezpiecznych sytuacjach społecznych. Różnią się one od TUS tym, że w przypadku ćwiczenia interakcji nie ma żadnej intencji, żadnego planu nauczenia ich uczestników jakiś konkretnych umiejętności społecznych.

Po prostu aranżuje się sytuacje interpersonalne, które stwarzają przyjazne i bezpieczne „laboratorium” społecznych kontaktów. Mamy tu do czynienia z ekspozycją na bodźce lękotwórcze (w tym wypadku – sytuację społeczną) i wsparciem ze strony trenera, terapeuty, innych ćwiczących, którzy zachęcają lękliwą społecznie jednostkę do zmierzenia się z danym wyzwaniem społecznym.

Wielokrotna ekspozycja na pierwotnie budzącą lęk sytuację społeczną z czasem prowadzi do redukcji lęku społecznego, nawet bez żadnych oddziaływań zmierzających do zwiększenia umiejętności interpersonalnych danej osoby, umiejętności mających jej służyć do lepszego radzenia sobie w tego typu sytuacji społecznej.

Programy treningowe mające na celu redukcję lęku społecznego najczęściej wykorzystują wiele różnych metod i technik. Ma to swoje uzasadnienie w tym, że lęk społeczny, jak było to wspomniane powyżej, ma wiele różnych aspektów oraz uwarunkowań. Skuteczność treningu w zakresie zmniejszenia lęku społecznego będzie zależeć od tego, czy uda mu się zniwelować przyczynę jego powstania i utrzymywania się u konkretnej osoby.

Diagnoza potencjalnych uwarunkowań lęku społecznego u danej jednostki powinna ułatwić dobór właściwych technik jego redukcji. Można także zaangażować lękliwą społecznie osobę w złożony (eklektyczny) program treningowy, który korzysta z wielu różnych metod i technik redukcji lęku społecznego.

Niektóre badania wskazują, że łącznie technik behawioralnych (TUS) i poznawczych (restrukturyzacja poznawcza) może zwiększać gotowość jednostki do bardziej pewnego siebie, asertywnego zachowania w sytuacjach społecznych bardziej niż oddziaływania wykorzystujące tylko techniki behawioralne lub tylko techniki poznawcze.

czwartek, 24 stycznia 2013

Sztuka podejmowania racjonalnych decyzji

Jedną z najważniejszych części naszego życia jest umiejętność sprawnego i racjonalnego podejmowania trafnych i skutecznych decyzji, które mają diametralny wpływ na nasze życie.
4903624532_629de90143
Naukowcy z Uniwersytetu Chicagowskiego udowodnili, prowadząc liczne badania, że ludzki umysł jest tak ukształtowany, by podejmować logiczne, zgodne z rozumem decyzje.
Taka jest istota homo sapiens, czyli człowieka rozumnego. Jednak nie zawsze podejmujemy takie decyzje. Badania pokazały, że człowiek często schodzi z poziomu logicznego rozumowania faktów i docierających do niego informacji, a kluczowe miejsce w działaniu zajmują emocje oraz prymitywne instynkty.
To powoduje, że powstają zaburzenia w procesie prawidłowego i racjonalnego podejmowania decyzji. Przez takie działania rodzi się szereg nieporozumień w działaniu człowieka. Kierowanie się emocjami, a nie racjonalnym oglądem sytuacji powoduje, że człowiek podejmuje wielokroć błędne decyzje, niestety, często w sprawach kluczowych dla jego życia. Błędne podjęcie decyzji w ważnych sprawach może zrodzić wiele negatywnych konsekwencji.
Czy warto wyjść za niego za mąż, czy warto się z nią ożenić, jaki kierunek studiów wybrać, czy ta praca jest właściwa – to jedne z najważniejszych decyzji w naszym życiu, a wielokrotnie podejmujemy je, nie zważając na to, co podpowiada rozum. Najczęściej kierujemy się emocjami.
Zdaniem naukowców warto sobie uświadomić tę sytuację i rozważać ją, gdy przyjdzie nam do kolejnego podjęcia decyzji. Niestety, z takim działaniem człowieka nie można zbytnio walczyć ani go naprawiać. Tak została zaprogramowana nasza natura, charakter pracy umysłu. Nie bez przyczyny takie emocje jak miłość, strach czy euforia, dzieją się niejako poza stanem logicznego rozumowania.
Jesteśmy w stanie odczuwać je niemal bez namysłu, wystarczy tylko jakiś silny impuls, bodziec pochodzący z otoczenia. Czy należy się tym przejmować? Absolutnie nie! Każdy człowiek jest tak skonstruowany, że działa zarówno na poziomie pierwotnych instynktów, emocji oraz na poziomie logicznym. Te sposoby myślenia się przeplatają i tworzą barwny obraz naszego życia. Logiczna egzystencja bez zmiennych emocji byłaby po prostu nudna.

środa, 23 stycznia 2013

Uwolnij się od zaburzeń lękowych, ataków paniki i fobii

Metoda eliminuje przyczynę lęku, bezpośrednio zwracając się do niewłaściwych zachowań ciała migdałowatego w mózgu. Jest łatwa do naśladowania, wolna od środków farmakologicznych, łagodna i bardzo skuteczna. Meotoda uwalnia od przykrych doznań lękowych w programie czterech kroków.
Dlaczego pigułki w przypadku zaburzeń lękowych sa tak nieskuteczne?
Leki nie mają charakteru leczniczego, mogą jedynie pomóc w wyeliminowaniu niektórych nieprzyjemnych objawów, ale są przeznaczone do krótkotrwałego użytku. Przy leczeniu schorzeń typu zapalenie płuc, złamania czy zapalenie woreczka robaczkowego medycyna zachodnia nie ma sobie równych. Jednak jest mało skuteczna jeśli chodzi o choroby przewlekłe, depresje, fobie, napady lękowe.
Stosowanie antydepresantów niesie ze sobą wiele skutków ubocznych, gdzie koszty ponoszone przez pacjenta są wyższe niż korzyści. Jeśli pacjent zauważa poprawę, to ustępuje ona zaraz po odstawieniu leku.
Odkrycie antybiotyków stało się dla medycyny przełomowe, nieuleczalne choroby można było zwalczyć tym skutecznym farmaceutykiem. Wystarczy, że pacjent przyjmie odpowiednią dawkę, a efekt wyleczenia jest rewelacyjny. Jednak to czysto mechaniczne podejście do człowieka zostało przeniesione na wszystkie gałęzie medycyny, wychodząc daleko poza choroby infekcyjne. Nie powinno mieć zastosowania w przypadku stanów lękowych, depresji i fobii.
Złudne jest przeświadczenie, że wyleczy nas pigułka. Czynniki, które podtrzymują chroniczny stan chorobowy, nawzajem się przenikają i współdziałają. Aby się wyleczyć, trzeba uruchomić program oddziałujący wielokierunkowo. Psychoanaliza to wielokrotne zadręczanie siebie wspomnieniami z przeszłości, wprawdzie pozwala poznać w niewielkim stopniu przyczynę problemów, ale nie przynosi ich rozwiązania.
Co możesz zrobić ze swoim lękiem? Wziąć pigułki - to śmieszne, naprawdę. Chodzi mi o to, dlaczego ktoś miałby brać pigułki, aby zatrzymać pamięć? Pamięć o swoim niepokoju, utrzymującą się w czołówce twojego umysłu. Więc co jest odpowiedzią?
Nauczyć się nowych pamięci, wdrożyć nowe zwyczaje, pochować stare tak głęboko, jak możliwe i być gotowym do przyjęcia pozytywnych działań podświadomych.
Więc trzeba wprowadzić proste i praktyczne zasady działania. Program opiera się na czterech filarach oraz skutecznych technikach pokonujących lęk. Teraz wystarczy odkryć znaczenie każdego z nich, nauczyć się i wdrożyć do swoich codziennych zajęć, aż staną się instynktowne i automatyczne. Wszystko, co mogę zrobić, to pokazać ci ich znaczenie. Są to ćwiczenia, wskazówki i informacje, jeśli je zastosujesz, zmienisz swoje życie.
Cztery kroki, podróż do nowego życia zaczyna się tutaj. Uwolnij się od zaburzeń lękowych.

wtorek, 22 stycznia 2013

Twoje emocje podstawowe, mieszane i te inne

Świat emocji i uczuć to kraina szczęścia, usłana różami podróż od miłości rodzicielskiej, dzieciństwa, okresu dorastania po dorosłość i mądrość okresu dojrzałego. Świat złych emocji i toksycznych związków to dramat życiowy. 
Ciężar takich emocji, toksyczność ludzi, dramat braku dojrzałości emocjonalnej może zamienić życie w dramat.
Odczuwanie emocji i zauważanie ich na co dzień, jest umiejętnością, której trzeba się nauczyć. Na żadnym etapie szkoły nie uczą jak sobie z tym poradzić. Nikt nie daje do ręki przewodnika, gdzie od A do Z możemy poznać świat emocji.
Jak to możliwe, że kupując telewizor otrzymujemy instrukcję obsługi, a nie wiemy jak radzić sobie z tęsknotą, strachem czy lękiem?
Z emocjami pozytywnymi nie ma takiego kłopotu. To te negatywne potrafią spowodować złe samopoczucie, przedłużające się apatie, czy wreszcie choroby. Emocje są jak powietrze. Potrzebujemy ich do życia, jak ryba wody, jak dżdżownica ziemi. To one wskazują nam, jakie potrzeby powinniśmy zaspokajać.
Emocje mają swoje nazwy. O dziwo, w większości powszechnie znane. Rozróżnianie ich, ułatwia nam posługiwanie się nimi. Jest to ważne, bo kiedy zmagamy się, z jakimś schorzeniem lub chorobą, w wielu przypadkach ma to podłoże w nierozpoznanych i nieprzepracowanych emocjach.
Uczucia nie są emocjami. Różnica jest zauważalna, kiedy przyjrzymy się reakcji ciała na dane doznanie. Uczucia są delikatniejsze, przeżywamy je łagodniej. Przykładem może być tu wzruszenie lub rozżalenie.
Emocje są wszechobecne. To fakt. Każdy powinien odczuwać i przeżywać emocje. W przypadku, kiedy wydaje się, że nic nie czujemy, że jesteśmy jak skała, najprawdopodobniej mamy do czynienia z zablokowaniem przez lęk.
Przykłady
Jedziesz do kina i czekasz na przystanku. Autobus się spóźnia. Podejmujesz decyzję, że idziesz na pieszo jeden przystanek.
Czekasz na wyniki egzaminu na studiach. Nic więcej nie możesz zrobić. Termin ogłoszenia wyników jest za dwa tygodnie. Nie śpisz, mniej jesz, chodzisz jak w letargu. Zastanawiasz, co będzie, jeżeli?

Powyższe przykłady pokazują różne emocje, natężenie i czas ich występowania. Każda emocja w życiu ma znaczenie. Jeżeli nie możemy sobie z nią poradzić, to zaczynamy nią manipulować. Wynikiem tego są różnego rodzaju zachowania, zamienniki, dzięki którym wydaje się, że panujemy nad swoim życiem.
Emocje można podzielić na:
~Emocje podstawowe
~Emocje mieszane
~Kontremocje
~Pseudoemocje
Bogactwo i różnorodność emocji, kłopoty z ich nazywaniem, komplikacje psychiczne i zdrowotne z tym związane pokazują, że warto poznać ten obszar bliżej.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.3

W ostatniej części artykułu zajmę się takimi zagadnieniami i tematami do pracy dla DDA jak: przeżywanie złości i konieczności zmiany podejścia do jej przeżywania, przebaczenie jako niezbędny element w  procesie uzdrawiania oraz poczucie własnej wartości, które trzeba zbudować na zdrowych podstawach.
9. Przeżywanie złości
Mimo iż DDA jest mistrzem w nakręcaniu się emocjami, to jednak nie oznacza, że przeżywa je świadomie. Są to raczej emocje nierozpoznane, niezrozumiale, dlatego DDA uznaje je za niebezpieczne i wręcz szkodliwe.
Najbardziej niebezpieczną emocją dla DDA wydaje się być złość. DDA wielokrotnie w swoim otoczeniu widzi, jak złość staje się przyczyną krzywdy psychicznej bądź fizycznej, widzi, jak bliscy ludzie krzywdzą się, reagując w złości, podejmując decyzje, działając pod wpływem złości czy furii.
Natomiast to, czego DDA/DDTR nie zobaczy w swoim domu, to konstruktywne i świadome przeżywanie złości, dlatego myśli, że taka opcja nie istnieje. DDA zakwalifikowały złość jako złą, krzywdzącą i raniącą, nie rozróżniając, że to sposób przeżywania i uzewnętrzniania złości może być krzywdzący, niewłaściwy, a nie sama złość. Złość to emocja jak każda inna, sygnalizator tego, co się dzieje w nas, a nie intruz, którego trzeba bezzwłocznie usunąć.
Kiedy na terapii dowiedziałam się, że złość to taka sama emocja jak każda inna, że można ją swobodnie przeżywać, że złość się odczuwa, a nie jest się nią („nie jestem zły, wściekły, tylko czuję złość”), byłam bardzo zdziwiona, bo była to dla mnie totalna nowość. Wzorzec, jaki miałam w domu, podpowiadał mi, że złość się albo wypiera, chowa i udaje, że jej nie ma, albo złością się miota, manipuluje innymi, złość krzywdzi. Na początku samo dopuszczenie, by się złościć, jest trudne, ze strachu, że skończy się krzywdą, jak w domu, jednak zacząć się w ogóle złościć bez hamowania to pierwszy ważny krok, by zacząć być tego świadomym i by znaleźć konstruktywne sposoby jej przeżywania.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz pozwoliłam sobie na złość, niehamowaną, niecenzurowaną złość – przez parę miesięcy chodziłam permanentnie wkur..., ponieważ tyle złości miałam nagromadzonej w ciele fizycznym i innych ciałach (czego wtedy nie wiedziałam).
To było niewiarygodne, ile złości można w sobie pomieścić. Oczywiście moja nauka złoszczenia się zakładała, że będę na początku powielać wzorce z domu, że jak pójdę, to na całego, że wybuchnę, będę krzyczeć. Więc krzyczałam – i nic złego się nie stało. Bałam się, że złość mnie zdominuje, ale w rzeczywistości bałam się swoich wyobrażeń na temat złości wyrosłych na doświadczeniach z domu.
Nikt nie zginął, nikogo nie pobiłam, nie złamałam prawa. Za to miałam ogromną lekcję obserwacji złości i siebie złoszczącej się. Zobaczyłam, że kiedy nie zatrzymuję złości, pozwolę jej płynąć, mogę skorzystać z drogowskazu, jaki mi daje, czyli znaleźć jej przyczynę W SOBIE, o co zaczepia, co się za nią kryje itd. Zobaczyłam, że kiedy zrozumiem, skąd pochodzi złość, ona odchodzi.
Druga ważna rzecz, to nauczyć się nie podkręcać złości, co jest nawykiem wyniesionym z domów DDA. Zamiast tego należy patrzeć świadomie w swoje wnętrze: co ono czuje? Gdzie czuje? Jak czuje i dlaczego czuje?
To jest droga do tego, by zacząć poznawać siebie, ale nie uda się to bez choćby względnej akceptacji siebie i tego, co się przeżywa. Wiadomo, że brak akceptacji blokuje zobaczenie tego, co czujemy, przeżywamy, jeśli wykracza to poza akceptowalne ramy. Dlatego warto dać sobie prawo,  by czuć to, co się naprawdę czuje, przeżywać to, co się przeżywa, i skorzystać z tego, co nam to pokazuje, bo możemy na tym niezmiernie dużo skorzystać.


10. Przebaczanie

Patrząc z perspektywy osobowości, przebaczenie jest bardzo potrzebnym procesem.
Dopóki patrzymy na sytuacje poprzez role, jakie pełnimy z poziomu osobowości, czujemy się ofiarą, a z ojca czy matki robimy kata. Dopóki patrzymy z poziomu: dlaczego on lub ona mi to zrobili? Dlaczego uczynili piekło z mojego dzieciństwa? Dlaczego mnie to spotkało?, dopóty czujemy ciężar, a żeby go zrzucić, szukamy sposobu na przebaczenie.
Jednak mając świadomość istnienia duszy, możemy zobaczyć, że tak postawione pytanie nie ma sensu i nie przyniesie nam rozwiązania. Potrzeba tutaj szerszej perspektywy, żeby zrozumieć, dlaczego coś nas spotyka, to MY musimy być w centrum naszego zainteresowania i pytań.
Tu nie chodzi o naszych rodziców, tu chodzi o nas, więc zainteresowanie trzeba skierować na siebie:
- Dlaczego wybrałam/wybrałem sobie takich rodziców?
- Dlaczego namówiłem ich, by pełnili taką, a nie inną rolę w moim życiu?
- Co było powodem pomysłu, by urodzić się w takich warunkach?
Tak stawiane pytania przyniosą odpowiedzi, które dadzą nam zrozumienie, rozwiązanie i uwolnienie.

Przez lata próbowałam wybaczyć mojemu ojcu wszystkie krzywdy, jakich – moim zdaniem – doznałam przez niego, szukałam sposobu, by ból i poczucie krzywdy nie wracało. Sądziłam, że ogrom jego winy wymaga mojego przebaczenia jako jego ofiary, ale kiedy znalazłam odpowiedź na pytanie: dlaczego wybrałam sobie takiego ojca i takie warunki?, okazało się, że nie ma NIC do wybaczania, bo nie ma winnego, nie ma kata i nie ma ofiary. Dlaczego?
Dlatego, że kat katuje wbrew naszej woli, natomiast ja się umówiłam na poziomie dusz z moim obecnym ojcem, że tak będzie wglądać to wcielenie.
Wyraził zgodę, że będzie grał mojego kata na moje życzenie, żebym mogła doświadczyć cierpień, upokorzeń w ramach kary, którą chciałam sobie wymierzyć. Teraz widzę, że to było coś więcej niż zwykłe ukaranie siebie, to była lekcja zrozumienia, że pojęcie kary i winy to sztuczne twory zrodzone na potrzebę równie sztucznego systemu karmicznego.

Oboje graliśmy role, których się podjęliśmy, najlepiej jak potrafiliśmy. Taki był wybór, nasz wybór – MÓJ wybór.
Nikt mnie nie zmuszał, byłam krzywdzona, bo tego chciałam na to wcielenie. Więc co tu jest do wybaczania? Że ktoś z godnie z umową pełnił swoją rolę?
Mogłam tylko z wdzięcznością podziękować mojemu ojcu, że tak sumiennie i dobrze wykonywał swoją rolę i zwolnić go z jej pełnienia, bo lekcję odebrałam i ten układ ról nie był już potrzebny. Nie zapomnę dnia, w którym sobie uświadomiłam, że tak naprawdę nie muszę wybaczać, bo nie ma nic do wybaczenia, to było jak zrzucenie tony ciężaru z ramion, a największym skarbem okazało się zyskanie perspektywy szerszej niż kat-ofiara, zobaczenie świadomie podjętych przez dusze decyzji i wyborów, wzięcie odpowiedzialności za nie na siebie.


11. Poczucie własnej wartości

Poczucie własnej wartości opiera się na zdrowej miłości do siebie, szacunku do swojej osoby, energii, przejawiania oraz akceptacji tego, jacy jesteśmy, co czujemy i co nam się przydarza.
DDA/DDTR cierpią na niedosyt miłości od dzieciństwa i zawsze jest im jej brak. Jak każde dziecko czekają na miłość od rodziców, na wyrazy tej miłości, których się jednak nie doczekują.


To jest bardzo zadziwiające zjawisko, którego doświadczyłam ja sama i wiele osób z rodzin dysfunkcyjnych – potrzeba bycia kochanym przez rodziców, a zwłaszcza tego rodzica, który kochać nie potrafi, jest tak silna, że wbrew wszelkiej logice i wiedzy cały czas oczekujemy, że w jakiś nieokreślony sposób rodzic, który nigdy nie okazywał miłości (lub rzadko i dziwacznie okazywał), nagle zacznie to robić. Oczekujemy tego jako dzieci, przez całe dzieciństwo, ale potem ta niezaspokojona potrzeba „rośnie” z nami i cały czas głęboko w nas tkwi niekochane dziecko.
Takie doświadczenia sprawiają, że ugruntowuje się przekonanie: „nie zasługujemy na miłość”, a co za tym idzie na wszystkie inne fajne rzeczy, bo jeśli mama/tata nas nie kocha, to musi być coś z nami nie tak, więc jesteśmy niewystarczająco dobrzy, by być kochani, szczęśliwi, zadowoleni, bogaci itd.
Całe życie zatem udowadniamy, że jest inaczej, że zasługujemy, że jesteśmy fajni, potrzebni, wartościowi. Motorem wszelkich działań bywa takie: „ja wam pokażę”, wszystko to, co uda nam się osiągnąć, ma przynieść upragnione potwierdzenie od rodziców w postaci pozytywnej reakcji, pochwały itp. Już jako dorośli ludzie robimy wszystko nie dla siebie, nie dla przyjemności, tylko dla poklasku rodziców lub w drugiej wersji na złość im, wbrew, czyli w myśl zasady: „na złość rodzicom odmrożę sobie uszy”.
Na zewnątrz, w obu przypadkach, emanuje głęboką energią nieakceptacja siebie wynikająca z przekonania, że nie jestem wystarczająco dobry. Zamykamy się tym samym na miłość, tę w sobie i tę na zewnątrz. Nawet jeżeli jakimś cudem w naszej okolicy znajdzie się osoba, która nas pokocha, to najprawdopodobniej bez przebudzenia się z tej postawy, nie zauważymy tego i dalej będziemy płakać, jacy jesteśmy biedni, odrzuceni i nadal będziemy czekać na akceptację i miłość rodziców, zamiast skorzystać z jedynej skutecznej metody, jaką jest pokochanie siebie. Czekając na „ratunek z zewnątrz”, zdajemy się na łaskę i niełaskę, na rozczarowanie, więc najlepiej zostać swoim przyjacielem, swoim wsparciem i pokochać siebie. Oczywiście można być nieszczęśliwym, niekochanym i czekającym na miłość rodziców do śmierci, jednak wcale tak nie musimy, tylko tu znowu trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie samego, otworzyć się na miłość w sobie, ponieważ ta cała wiara w „nie zasługuję na…” zamyka nas na nią, a przecież wszyscy znamy Miłość, bo od niej pochodzimy.

Rodzice zrobili to, co zrobili, są, jacy są i się nie zmienią, a nawet gdyby jakimś cudem tak się stało, to nie dadzą nam tego, czego potrzebujemy, nie nadrobią lat dzieciństwa, nie zaspokoją dziecka w nas.
Z tą świadomością możemy przystąpić do samowychowania, samorozwoju i samokochania.
Byłam już dobrze po dwudziestce, gdy dotarło do mnie, że mój ojciec się nie zmieni, tak po prostu nie zacznie mnie kochać, tak jak tego potrzebuję, nie będzie ze mnie zadowolony, więc mogę dać sobie spokój z czekaniem na to i ze staraniem się o to. Natomiast to, co mogę zrobić, to pokochać siebie tak, jak tego chcę, być dla siebie taka, jak potrzebuję, dać sobie wszystko to, czego mi brak, mało tego, jestem jedyną osobą, która wie, czego potrzebuję. Zaczęłam kochać siebie, akceptować, doceniać siebie, wspierać, lubić siebie, zaczęłam być szczera i życzliwa wobec siebie.
To było oczywiste od samego początku, ale łatwiej żyć nadzieją, niż samemu się za coś wziąć.
Wyłączyłam też rodzica w głowie, bo to, czym „karmią” nas najbliżsi, pozostaje w nas w postaci tak zwanego wewnętrznego rodzica, który przemawia do nas głosem prawdziwych rodziców, gdy ich przy nas nie ma. A to znaczy, że „skażenie” jest tak silne, że odbywa się już bez ich udziału, potem byłam dla Kasi (siebie) taka, jak tego potrzebowała, zwłaszcza gdy szło coś nie tak, gdy się nie udało, gdy było trudno. Zamiast się biczować i krytykować, siadałam i mówiłam: „no tak, nie wyszło najlepiej, to się zdarza, a teraz zastanowimy się, co najlepszego można zrobić dalej”.

Mówiłam do siebie: „Kocham, szanuję i akceptuję cię, Kasiu, kocham z tym, co... (czujesz, przeżywasz, robisz albo nie robisz właśnie) – to jest potrzebne, ponieważ bardzo długo włącza się wyuczony przez lata pierwszy odruch krytyki, rozczarowania, niezadowolenia, który zamieniamy w nawyk akceptacji.
A tak w ogóle, dlaczego ja mam być niezadowolona, bo coś się nie udało? Przecież dzięki błędom uczę się, jak właściwie działać, one są niezbędne. To że mój ojciec czy matka nie potrafili znieść błędu, zareagować na niego jak na wskazówkę, nie oznacza, że ja mam robić tak samo. Wszystko jedno w jakiej sferze coś się nie udało, osobistej, duchowej, zawodowej czy innej. Niezapomniany jest moment, w którym przestajesz reagować na krytykę rodzica, ona już nie zaczepia w tobie o niskie poczucie wartości, poczucie winy czy niezasługiwanie. Jeżeli wiesz, że zasługujesz na miłość, że jesteś wartościowy bez miłości tych, od których jej oczekiwałeś, to oni tracą władzę nad tobą

sobota, 19 stycznia 2013

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.2

W tej części artykułu opisuję mechanizmy:  wkręcania się w spirale wzorców DDA, strachu przed zmianami, wynikajacym z dorastania w trudnych i nieprzewidywalnych warunkach, oraz o związkach DDA, a także o pragnienu bycia potrzebnym.
5. Wkręcanie sie w spiralę wzorców.
DDA wciąga jak narkotyk, wkręca jak hazard - już chcesz to przerwać, już się bronisz, a stare mechanizmy pociągają za sznurki, aż znów je uwolnisz. Im szybciej się orietujesz, że sie wkręcasz, tym szybciej możesz temu zaradzić, a z  czasem już nie dasz się w to wciągać. Niewkręcanie się nie zawsze jest wynikiem zerwania kontaktu, tylko wycofania się z kontaktu (rozmowy, przekonania, dyskusji, działania) opartego, napędzanego na wzorcach DDA.
Ileż to razy dajemy się wkręcać w rozmowy, o których wiemy, że nakręcają tylko spiralę złości i nieporozumienia. Ile razy prowadzimy dyskusje, po raz kolejny próbując kogoś przekonać do czegoś, do czego ten ktoś nie da się przekonać. Odgrywaliśmy setki razy te same sytuacje i wiedząc, jak się to zakończy, nie potrafiliśmy zachować się inaczej niż poprzednio. Coś pchało nas do tego, by postąpić właśnie tak, powiedzieć właśnie to i zrobić taką minę, a nie inną. Każdy z nas mógłby pewnie przytoczyć takie sytuacje ze swojego życia, pokazać, kiedy działa schematycznie. Dotyczy to szczególnie relacji rodzinnych, rodziców, rodzeństwa, a potem własnego partnera i dzieci. Ile ja takich rozmów „kierowanych” przeprowadziłam w życiu, starając się przekonać kogoś do tego, o czym ten ktoś kompletnie nie był przekonany. Ogromny wydatek energetyczny i nakręcenie. Taka sytuacja zaczyna się z pozoru spokojnie, choć w środku już wszystko świdruje, starannie dobieramy słowa, jeszcze nie widząc, że toczymy walkę na argumenty, aż wzorce już nas mają, emocje biorą górę i nawet jeśli nie kończy się to wybuchem, długo trzeba dochodzić do siebie energetycznie, człowiek jest rozbity, skołowany.
Kiedy odkryłam tę prawidłowość, czułam niemoc, wiedziałam już, kiedy to się dzieje, ale bezwolnie się temu poddawałam, czując bezradność wobec fali, która mnie niosła. Chcę wyjść, wycofać się, skończyć rozmowę, ale nie mogę, dalej stoję i mówię. I ulegałam temu tak długo, jak długo wewnętrznie, gdzieś w głębi podświadomości, czułam taką potrzebę, czułam jakąś przyjemność z tego („ale fajna jazda”), ale przyszedł moment, że już nie było przyjemności, że zmęczenie brało górę.
Bo to było jak walka rozbitka z morzem w czasie sztormu, rzucało mną na lewo, prawo, do przodu i do tyłu, a ja nic nie mogłam zrobić. A jednak mogłam! Zanim nauczyłam się nie reagować na zaczepki i prowokacje, to udawało mi się znaleźć tyle siły woli, by wycofać się z rozmowy w trakcie jej trwania, zanim się pogrążyłam i zaczęłam odczuwać silne negatywne skutki. To był pierwszy krok, potem przychodzi drugi – nie musisz wychodzić, żeby przerwać rozmowy, po prostu kończysz rozmawiać, zmieniasz temat i nie czujesz już negatywnych emocji w stosunku do tej osoby, sytuacji. Jeżeli te negatywne emocje jednak są, najlepiej spojrzeć w siebie, porozmawiać z duszą i uwolnić się. Przychodzi też kolejny etap, kiedy od razu dostrzegasz prowokację i możliwe wzorce i z uśmiechem z nich rezygnujesz, zanim na nie zareagujesz. Oczywiście nie jest to możliwe zawsze, stale spotykamy nowych ludzi i sytuacje, ale to jest już zupełnie inny poziom funkcjonowania, inny poziom relacji, kontaktów międzyludzkich.
Gdy rozluźnia się pancerz wzorców, widzimy coraz więcej, coraz więcej decyzji podejmujemy „my”, a coraz rzadziej są to reakcje na wzorce. Kiedy zauważasz, że rozmawiają wzorce, a nie ty sam, trzeba się zatrzymać, przyjrzeć temu i zacząć samemu mówić za siebie i rozmawiać na tematy, na które ma się ochotę, i z ludźmi, z którymi naprawdę chce się rozmawiać.


6. Świat bez zasad

DDA/DDTR dorasta w świecie bez stałych zasad i norm, w środowisku kompletnie nieprzewidywalnym, w którym rosnące dziecko nie ma się czego złapać i czuje się zagrożone. Dzisiaj wolno jedno, jutro drugie, w trzeci dzień za pierwsze dostaniesz burę, a za drugie lanie. To ciągła potrzeba bezpieczeństwa oraz zmaganie się z chęcią aprobaty najbliższych i ciągłe znoszenie ich dezaprobaty. Nawet jeśli dziecko nie doświadcza przemocy fizycznej, ta psychiczna i emocjonalna potrafi ranić jeszcze dotkliwiej i na dłużej. Dlatego dziecko próbuje znaleźć choć odrobinę stałości i pewności, a później ta stałość i pewność staje się substytutem poczucia bezpieczeństwa. Dlatego DDA boi się zmian, boi się, by było inaczej, przeraża je, że coś zmieni swój dotychczasowy porządek, bo to oznacza zagrożenie utraty tej stabilności, którą wypracowało. Życie w tak rozdygotanym świecie jest niezmiernie trudne, więc ścisła kontrola i pilnowanie rytuałów i powtarzalności pozwala przetrwać.
Jednak potem, w dorosłym życiu, ten plan na przetrwanie nie pozwala się rozwijać, zawęża widzenie/rozumienie do walki o przetrwanie. Nawet kiedy już tego nie pamiętamy i ten dziecięcy strach zepchnęliśmy gdzieś głęboko, on nadal jest, a program ochrony/przetrwania nadal funkcjonuje. Jako dorosłe osoby go nie potrzebujemy, powiem więcej, jeśli mamy dorosnąć, ten program ochrony trzeba zdezaktualizować i wyłączyć, bo będzie nam utrudniał życie, zamiast wspierać i pomagać. Wciąż będzie wracał do nas (w zupełnie już nieadekwatnych sytuacjach) lęk małego dziecka, że sobie nie poradzi, mimo że nie ma do tego realnych podstaw. Potem wielu rzeczy w życiu DDA/DDTR nie spróbuje, bo się ich boi, odruchowo mówi „nie”, choć chciałoby spróbować, kiedy jednak czuje znajomy niepokój, poddaje się, myśląc, że to intuicja, a to tylko stary program. Nierzadko wybiera coś w zamian, w zastępstwie, coś, co wydaje się w danej chwili bezpieczniejsze i mniej przeraża. DDA boi się wziąć odpowiedzialność za chęci i znaleźć siły, by je realizować, jest to obawa o zmianę rytuałów, znajomych zwyczajów. Taka osoba woli „bezpiecznie” pozostać w tym, co znajome, nawet jeśli nie jest to dla niej satysfakcjonujące. Tak się dzieje oczywiście do czasu, aż postanowimy zbudować prawdziwe poczucie bezpieczeństwa, prawdziwą zdrową samoocenę i zrezygnujemy wreszcie z kontroli, która blokuje nas lękiem, by sięgnąć po to, czego chcemy, spróbować nowych rzeczy, nowego życia na wolności.


7. Związki DDA

DDA/DDTR buduje związki – to jest dopiero ciekawa rzecz. Z pozoru wszystko może wyglądać dobrze, że kocha, że dba, że dla bliskich zrobi wiele albo wszystko, tylko że to dzieje się własnym kosztem, nie jest prawdziwe, to odgrywanie wizji związku/rodziny, jaką DDA ma w swojej głowie. DDA/DDTR ma WYOBRAŻENIE, a nie WIEDZĘ czy doświadczenie na temat tego, jak wygląda miłość, jak wygląda dobry związek, jak wyglądają bliskość, zwyczaje rodzinne, rozmowy.
Doświadczenia domu rodzinnego DDA/DDTR to nie sielanka, a trauma, więc marzeniem każdego DDA jest stworzyć „idealny związek/idealną rodzinę” i taką wizję tworzy w swojej głowie wraz z misternym planem, jak to ma wyglądać. Kiedy już znajdzie partnera, jak się wydaje odpowiedniego, zaczyna realizować ten plan, z klapkami na oczach podąża ku swojej wizji, nie zważając na nic, zwłaszcza na chęci i potrzeby partnera czy pozostałych członków rodziny. Cały plan DDA dotyczący idealnego związku i rodziny jest ograniczony jego wyobrażeniami, nie ma tu miejsca na niespodzianki, spontaniczność, zmiany, bo nie ma otwartości (wcześniejszy wpis o poczuciu bezpieczeństwa budowanym na kontroli).
Idea idealnego związku wydaje się DDA tak porywająca, że nie przyjdzie mu do głowy wprowadzić korekty w planach – bo po co? I to jest największa pułapka, ponieważ DDA nie zważa na zmiany w otoczeniu, w sobie, partnerze i nie koryguje planu pod te zmiany, tylko trzyma się sztywno wcześniejszych ustaleń, które – co ciekawe – poczyniło samo ze sobą, a nie z partnerem, rodziną.

Wiec tak naprawdę gdzie tu miłość, gdzie tu bliskość, gdzie tu idealny związek?
Dla DDA miłość to zbitka wyobrażeń własnych, podłapanych z otoczenia, mediów, strzępków rozmów, książek, romantycznych lub ekscytujących filmów i nie taka łatwa jest konfrontacja tego z rzeczywistością i przyznanie, że to mit oraz otwarcie się i poszukanie szczerego, prawdziwego uczucia. Dlatego DDA na partnera najczęściej wybiera kogoś, kto też nie ma tej otwartości, co daje „bezpieczeństwo” utrzymania stworzonego światka i niewychylania z niego nosa na rzeczywiste możliwości gamy odczuć, doznań możliwych do przeżywania w relacji/ach przy otwarciu, przepływie, otwartym sercu i kanale miłości. DDA nie chce płynąć z nikim, chce trzymać się tego, co ma w swojej wizji – ze strachu, że to straci, że cała reszta to niepewność.
Tylko co możemy zyskać, oszukując siebie, żyjąc w iluzji, zamykając się na siebie i na bliskich? Bo czy kontrolowana miłość to miłość? Kontrolowana bliskość to bliskość? Czy są to tylko wyobrażenia, że tak jest?
Co to za miłość odtąd – dotąd, otwarcie się na kogoś w ograniczonym zakresie, bliskość od – do? To takie ħś-owe (hś – hierarchia światła). Ja sama teraz już nie rozumiem, co mogło być tak pociągającego w takim dozowaniu, manipulowaniu? To krzywdzenie siebie i bliskich.
Oczywiście tu w grę jeszcze wchodzą wszystkie misje ochrony/nauki/ratowania od.. więc zdaniem DDA ono pomaga bliskim, prowadzi ich, broni, chroni, bo więcej wie, rozumie itd.
W efekcie blokuje partnerowi i rodzinie możliwość poznania prawdziwej nieograniczonej miłości, bliskości, przepływu, rozwoju, samodzielności.
Przyznam, że trzeba mieć dużo odwagi, by to przyznać i podważyć prawdziwość świata, w którym się żyje, który się zbudowało. Zrobiłam to ładnych parę lat temu i wtedy było to dla mnie wielkim szokiem. Cały misternie ułożony plan stworzenia „idealnej rodziny/związku” legł w gruzach, bo zobaczyłam, że jest iluzją. Zrozumiałam, dlaczego mimo iż z pozoru wszystko wyglądało dobrze, ciągle mi czegoś brakowało, że stale coś było nie tak. A było „nie tak”, bo było nieprawdziwe, bo to był mój plan, a nie plan mojego partnera czy rodziny, i dążyłam sobie do niego sama. Mój partner nie „nadążał” za mną, miał inne potrzeby, nie szukał tego co ja.

Czemu czegoś brakowało? A można się najeść wirtualnym jedzeniem? Jeśli ktoś szuka autentycznej miłości, bliskość, relacji, przepływu, to czy choćby najpiękniejsza iluzja da spełnienie? Jednak jeśli szuka się autentyczności, nie można ograniczać jej swoimi wyobrażeniami. Najczęściej jednak nawet nie wiemy, że mamy wyobrażenia, realizujemy je, żyjemy nimi, zanim je odkryjemy. I kiedy już to zobaczymy i rozpoznamy, dopiero wtedy można przyjrzeć się temu, co realnie stworzyliśmy, gdzie w tym wszystkim jesteśmy my i jacy jesteśmy, gdzie w tym wszystkim są nasi bliscy, partner i jacy są. Odnaleźć to, czego się naprawdę chce, jakiej się chce relacji i zobaczyć, czy to się pokrywa z pragnieniami partnera, bo po latach może się okazać, że priorytety, potrzeby i chęci są rozbieżne albo że między partnerami nie ma przepływu.


8. Bycie potrzebnym

Ważnym aspektem tworzenia relacji przez DDA jest to, że właściwie wszystkie relacje stworzone przez nie opierają się najczęściej na byciu potrzebnym (często mylone jest to z miłością) osobom, z którymi się wiążą – to główny napęd działania, często nieświadomy. DDA wiąże się z tymi, którym, jak sądzi, jest potrzebne, bo sobie bez niego nie poradzą, bo musi z nimi być i im pomagać (życie cudzym życiem, przeżyciami, emocjami – współuzależnienie).
DDA zatem najlepiej czują się w towarzystwie tych, którym na różne sposoby mogą pomagać, udzielać rad, wyręczać i w sumie tylko z takimi osobami dobrze się czują i widzą sens wiązania się z nimi. Nie umieją cieszyć się z bycia z kimś dla samej przyjemności bycia, dzielenia się sobą, partnerskie relacje to zagrożenie zburzeniem porządku świata, odrzuceniem (bo kiedy ktoś nie potrzebuje, to zostawia), ale często też DDA kontynuują tylko te znajomości, w których są bardzo ważne jako doradcy, pomagający, wspierający, ci mądrzejsi. Tam, gdzie nie muszą się opiekować, pomagać, brać odpowiedzialności, to nie ma tej atrakcyjności i DDA często nie widzą sensu dalszej znajomości. Swoją misję uważają za skończoną.
Dzięki życiu cudzym życiem mogą „podbudować” swoją samoocenę, są przydatni, użyteczni, niezbędni i czują się bezpiecznie w swoim wyobrażeniu, bo takie „opiekujące” relacje nie są wyzwaniem. Partnerstwo jest natomiast ogromnym wyzwaniem dla DDA, tam gdzie zakładana jest równość, nie ma mądrzejszego, lepszego z założenia.

A co w sytuacji, kiedy partner okaże się silniejszy, mądrzejszy, w czymś lepszy? To koniec świata dla DDA. To znaczy jego świata iluzji bezpieczeństwa, idealnych relacji i kontroli. Bo przecież w partnerskiej relacji nie ma miejsca na kontrolę.

piątek, 18 stycznia 2013

Noworoczny bilans psychicznych zysków i strat

Jeżeli pragniesz, by Nowy Rok przyniósł Ci spełnienie Twoich noworocznych postanowień, nie wystarczy, że od wielu przyjaciół usłyszysz życzenia spełnienia marzeń. Trudno zmienić z dnia na dzień coś, co jest tak naprawdę górą lodową, narosłą przez wiele lat.
Psychiczne góry lodowe ukazują nam swój wierzchołek, choć większa ich część jest dla nas niewidoczna. Jednak takie właśnie góry lodowe (w tym uzależnienia i współuzależnienie) są dla nas często priorytetami, których najchętniej pozbylibyśmy się jak najszybciej i często podejmujemy postanowienia noworoczne, że się z nimi wreszcie rozprawimy. Z drugiej strony, jest to bardzo trudne i na ogół naszych noworocznych postanowień nie dotrzymujemy.
Co wtedy robić? Jak zmierzyć się z psychiczną "górą lodową", żeby naprawdę móc sie z nią rozprawić? Podejść jest wiele, postaram się tu więc opisać jedno z częściej stosowanych.
Chyba najlepiej sprawdzoną metodą jest rozpoczęcie od uświadomienia sobie zysków i strat z istnienia i pielęgnowania naszej „góry lodowej”.
Wydawałoby się, że poważne problemy mogą przynosić tylko straty.
Niemal każdy problem, który decyduje o tym, że czujemy się nieszczęśliwi, na przykład:
 — uzależnienie od substancji,
 — uzależnienie od bliskiej osoby,
 — brak szczęścia w miłości,
 — brak stałej pracy,
 — brak przyjaciół,
 — częsta zapadalność na choroby,
dręczy nas dotąd, dopóki nie zrobimy wszystkiego, by się go pozbyć lub przestać się nim przejmować.
Oczywiście, nieraz zdarzają się sytuacje, na których pojawienie się nie mamy wpływu. Nieraz też nie ma innej rady, jak zaakceptować to, co nas spotkało. Nigdy nie musi to jednak oznaczać zgody na „taki los”, nie jest żadną wymówką. Istnieje wiele przykładów ludzi, których los bardzo doświadczył, a mimo to żyją godnie i szczęśliwie.
Dlaczego więc tak wielu ludzi stosuje wymówki?
Między innymi dlatego, że problemy, których doświadczają, przynoszą im nie tylko straty, ale i korzyści.
Na przykład, czy jeżeli jestem jedyną osobą, która cokolwiek robi w domu (uff, jak dobrze, że te czasy minęły!), jeżeli cierpię, narzekam, zrzędzę, ale robię to dalej, nie tylko ponoszę straty (cierpię), ale także mogę mieć przyjemne poczucie, że beze mnie ten dom przestanie funkcjonować, że reszta rodziny sobie beze mnie nie poradzi, że jestem najodpowiedzialniejsza i najbardziej pracowita z nich wszystkich.
To są zyski, które nieraz okazują się tak duże, że trudno nam zrezygnować z tej – w sumie niby nieprzyjemnej – sytuacji.
Przyjrzyj się nie tylko stratom, ale także i zyskom.
Dlatego aby dowiedzieć się, czym tak naprawdę jest nasza „góra lodowa” i świadomie podjąć postanowienie o jej likwidacji, warto rozpocząć od przyjrzenia się uczciwie wszystkim zyskom i stratom, jakie tworzy. Weź kartkę papieru i długopis.
Na górze napisz: Moje zyski i straty z … i tu wpisz, co Ci przeszkadza.
Resztę strony podziel pionowo na pół.
Następnie po lewej stronie wypisz wszystkie zyski wynikające z tego, że nie rozstajesz się ze swoim problemem.
Po prawej stronie wypisz wszystkie straty. Prawdopodobnie na początku będzie Ci trudno wymyślić cokolwiek pozytywnego. Dlatego lepiej, jeżeli straty znajdą się po prawej stronie – zaraz poczujesz, że lewą stronę kartki też trzeba czymś wypełnić! Pisz wszystko, co Ci przychodzi do głowy. Nie zastanawiaj się nad tym, czy to dobrze, czy źle, czy wypada tak myśleć, czy nie. To są tylko Twoje myśli.
Wypisz nie tylko te duże, ważne rzeczy, ale także wszelkie drobnostki. Gdy wykonasz już to ćwiczenie, policz, ile jest strat, a ile zysków. Spróbuj poczuć, które z nich przeważają. Nieraz nasz świadomy umysł widzi coś zupełnie innego niż nasza część emocjonalna i duchowa.
Taki bilans to pierwszy krok do ważnych zmian w życiu.
To potężne narzędzie, które działa na podświadomość. Dzięki niemu zrozumiesz, dlaczego, tak naprawdę, robisz to, co robisz. Na tej podstawie możesz z łatwością określić, czego tak naprawdę pod tym względem chcesz. Zachęcam Cię do wybrania sobie jednej rzeczy, którą chcesz zmienić w nowym roku i zrobienia bilansu zysków i strat.

czwartek, 17 stycznia 2013

Twoje emocje podstawowe, mieszane i te inne

Świat emocji i uczuć to kraina szczęścia, usłana różami podróż od miłości rodzicielskiej, dzieciństwa, okresu dorastania po dorosłość i mądrość okresu dojrzałego. Świat złych emocji i toksycznych związków to dramat życiowy. 
Ciężar takich emocji, toksyczność ludzi, dramat braku dojrzałości emocjonalnej może zamienić życie w dramat.
Odczuwanie emocji i zauważanie ich na co dzień, jest umiejętnością, której trzeba się nauczyć. Na żadnym etapie szkoły nie uczą jak sobie z tym poradzić. Nikt nie daje do ręki przewodnika, gdzie od A do Z możemy poznać świat emocji.
Jak to możliwe, że kupując telewizor otrzymujemy instrukcję obsługi, a nie wiemy jak radzić sobie z tęsknotą, strachem czy lękiem?
Z emocjami pozytywnymi nie ma takiego kłopotu. To te negatywne potrafią spowodować złe samopoczucie, przedłużające się apatie, czy wreszcie choroby. Emocje są jak powietrze. Potrzebujemy ich do życia, jak ryba wody, jak dżdżownica ziemi. To one wskazują nam, jakie potrzeby powinniśmy zaspokajać.
Emocje mają swoje nazwy. O dziwo, w większości powszechnie znane. Rozróżnianie ich, ułatwia nam posługiwanie się nimi. Jest to ważne, bo kiedy zmagamy się, z jakimś schorzeniem lub chorobą, w wielu przypadkach ma to podłoże w nierozpoznanych i nieprzepracowanych emocjach.
Uczucia nie są emocjami. Różnica jest zauważalna, kiedy przyjrzymy się reakcji ciała na dane doznanie. Uczucia są delikatniejsze, przeżywamy je łagodniej. Przykładem może być tu wzruszenie lub rozżalenie.
Emocje są wszechobecne. To fakt. Każdy powinien odczuwać i przeżywać emocje. W przypadku, kiedy wydaje się, że nic nie czujemy, że jesteśmy jak skała, najprawdopodobniej mamy do czynienia z zablokowaniem przez lęk.
Przykłady
Jedziesz do kina i czekasz na przystanku. Autobus się spóźnia. Podejmujesz decyzję, że idziesz na pieszo jeden przystanek.
Czekasz na wyniki egzaminu na studiach. Nic więcej nie możesz zrobić. Termin ogłoszenia wyników jest za dwa tygodnie. Nie śpisz, mniej jesz, chodzisz jak w letargu. Zastanawiasz, co będzie, jeżeli?

Powyższe przykłady pokazują różne emocje, natężenie i czas ich występowania. Każda emocja w życiu ma znaczenie. Jeżeli nie możemy sobie z nią poradzić, to zaczynamy nią manipulować. Wynikiem tego są różnego rodzaju zachowania, zamienniki, dzięki którym wydaje się, że panujemy nad swoim życiem.
Emocje można podzielić na:
~Emocje podstawowe
~Emocje mieszane
~Kontremocje
~Pseudoemocje
Bogactwo i różnorodność emocji, kłopoty z ich nazywaniem, komplikacje psychiczne i zdrowotne z tym związane pokazują, że warto poznać ten obszar bliżej.

środa, 16 stycznia 2013

Ludzka maszyna

Gdy czytałem ostatnio instrukcję nowego sprzętu domowego, przyszła mi do głowy frywolna myśl: „Szkoda, że nikt nigdy nie napisał „Instrukcji udanego życia”...
Ile czasu spędzasz ze swoją komórką?

Bez względu na to, czy interesujesz się tym, jak zbudowany jest silnik samochodowy, czy zastanawiasz się, co w swojej obudowie posiada telefon komórkowy, fakt pozostaje taki, że z jednym lub drugim masz na co dzień dużo do czynienia. Ponadto człowiek ma naturę nieustannego „ulepszacza” stworzonych przez siebie wynalazków – maszyn, które najpierw powstały w jego umyśle. To ironia, że gdy porównamy takie działania z tym, jak mało uwagi poświęcamy najpotężniejszej i najbardziej skomplikowanej maszynie, obecnej 24 godziny na dobę w naszym życiu.
Trzymaj się mocno, za chwilę dowiesz się, że jesteś maszyną, która może perfekcyjnie działać, wystarczy tylko…

Mam świadomość, że możesz powiedzieć teraz "daj mi spokój, nie jestem żadną maszyną." Jeżeli jednak powiesz to i odejdziesz, stracisz niepowtarzalną okazję, aby poznać jedną z najbardziej nietypowych teori z jakimi,  spotkasz się w swoim życiu.
Przeczytaj tylko poniższy fragment, a jeśli Ci się nie spodoba, to obiecuję, że nie będę Cię dłużej trzymać:

Nigdy nie przyszło ci do głowy, że pod ręką masz cudowną maszynę, sto razy lepszą od wszystkiego, co stoi w hangarach tego świata! Jest skomplikowana i zawiła, daje się delikatnie wyregulować, posiada zdumiewające, graniczące z cudem możliwości i nie przestaje przykuwać uwagi! Ta maszyna to ty sam. „Ten gościu z choinki się urwał. Mam tego dość!” – zawołasz z pogardą. Drogi panie, wcale nie z choinki. A nawet jeśli tak, sądzę, że jeszcze nie masz dość. Sądzę, że zdołam jeszcze przez chwilę przytrzymać cię za rękaw, chociaż wyrywasz się jak możesz.

Nie wygłupiam się, po prostu postawiłem sobie za zadanie zwrócić twoją uwagę na fakt, który umknął ci w całości, a na pewno częściowo. Fakt, że ty sam jesteś najbardziej fascynującym okazem maszyny, jaki kiedykolwiek stworzono. Niesprawiedliwie się oceniasz. Podobno ludzie myślą tylko o sobie, a tak naprawdę z reguły interesują się każdą istotą śmiertelną oprócz siebie. Mają zwyczaj przyjmować siebie za pewnik, a ten zwyczaj sprowadza 90% nudy i rozpaczy, jaką zna nasza planeta.

Jeśli nie spodobało Ci się powyższe porównanie człowieka do maszyny, to opuść od razu tę stronę. Jeśli jednak poczułeś się zaintrygowany i chcesz dalej poczytać o najtrafniejszej metaforze odnośnie człowieka, jaką kiedykolwiek zaprezentowała literatura, zapraszam Cię do dalszej lektury!
 Ile możesz zyskać, myśląc o sobie w kategoriach maszyny?

Jak wiesz, maszyny mają to do siebie, że można je zaprogramować do robienia tego, co trzeba. Pomyśl tylko, czy nie zdarza Ci się po kryjomu marzyć o tym, żeby przynajmniej czasami działać jak maszyna? Czy przypominasz sobie sytuacje, gdy:
Ktoś manipulował Twoimi emocjami.
Jakaś bliska Ci osoba wykorzystała Twoje słabości.
Przegrałeś negocjacje, bo nadmiernie okazałeś emocje.
Ktoś publicznie Cię skrytykował.

Wyobraź sobie, że gdybyś w każdym z tych przypadków działał trochę jak robot, emocje, które wtedy odczuwałeś, nie zraniłyby tak głęboko. Ten artykuł nie uczy w żadnym wypadku, jak być Człowiekiem - Robotem. Pokazuje ona tylko, jak bardzo człowiek jest podobny do maszyny i ile zyskałby w życiu, gdyby pomyślał czasami o sobie w tych kategoriach.
 Tak naprawdę to już jesteś zaprogramowany,
ale niestety nie przez siebie

Codzienne wstawanie o tej samej porze, ten sam autobus do pracy wypełniony podobnie wyglądającymi ludźmi. Korek na tej samej ulicy i w tym samym miejscu. W pracy wykonujesz polecenia szefa, którego nigdy nie widzisz, a gdy o niego zapytasz, koledzy z pracy mówią o poleceniu z centrali. Wychodzisz z pracy, gdy odpowiedni mechanizm otworzy Ci klatkę. W domu połykasz pigułkę zwaną jedzeniem z mikrofali. Siadasz przed telewizorem, wgrywając do swojego umysłu program pt. jak mam myśleć, kupować czy głosować.

Czy jeżeli tak spojrzysz na swojej życie, to dostrzeżesz, że w tym programie nie ma miejsca na fundamentalne prawo żywego człowieka - Prawo Osiągania Sukcesu i Samorealizacji?
 Popracuj nad programami wgranymi w Twoją maszynę

Najważniejsze w tej idei jest to, że jeżeli spojrzysz na siebie jak na maszynę, to być może zmotywuje Cię to do pracy nad udoskonaleniem siebie.

W wielu przypadkach nie podejmujemy pracy nad sobą, gdyż uważamy, że takie sfery życia jak nasze słabości, nałogi, lęki itd. nie są w zasięgu naszego wpływu. Ba, ile razy słyszysz w swoich myślach blokujące stwierdzenie bo taki już jestem.

Czy możemy się stuningować?

Czyż nie byłoby fantastycznie nabrać umiejętności zmienienia siebie? Gdy zrozumiesz, że Ty, jako człowiek, masz cechy maszyny, pojmiesz także, że możesz tuningować, naprawiać i konserwować siebie. Dzięki spojrzeniu, jakie prawdopodobnie wykształci w ten artykuł, zrozumiesz, że każdy człowiek aby się rozwijać, potrzebuje stałego "konserwowania" siebie. Uwierzysz, że masz wpływ na te części siebie, które szwankują i powodują poważne awarie w Twoim życiu. Spojrzysz na Siebie jak na maszynę, którą można stale doskonalić.

wtorek, 15 stycznia 2013

Wpływ emocji na zdrowie

Tomek wyszedł z pokoju. Drzwi trzasnęły. Przeciąg? Powiedzmy. – Jak mogła nie zauważyć, że pracuję po kilkanaście godzin na dobę! Przychodzę z pracy, jem i wychodzę do następnej, jak jakiś cholerny robot z Gwiezdnych Wojen. Ciągle mało! – krzyczał w myślach.
Agnieszka została sama z negatywnymi emocjami. Sobotnie popołudnie tak miło i spokojnie się zapowiadało. Teraz nagle przyspieszyło. Galopujące emocje dźwięczały w uszach. Usiadła, zakryła dłońmi twarz. Robi to, co może, żeby stworzyć dom. Taki jak u rodziców Tomka, bo swojego nie miała. I teraz jeszcze ta choroba.
Dlaczego badania pokazują, że ponad 70% dolegliwości zdrowotnych ma swoje źródło w stresie? Jaka dieta jest odpowiednia?
Dostęp do wiedzy medycznej, tej specjalistycznej, pozostaje w rękach lekarzy. Oczywiście możliwości są, zwłaszcza w Internecie, gdzie mnogość publikacji przekracza wielokrotnie zdolności przyjmowania wiedzy. Jednak sam moment diagnozy i sposoby leczenia pozostają w rękach specjalistów.
Chcemy być wyleczeni, czy mieć zdrowe życie? Jaki jest wpływ emocji na zdrowie?
Ponad 5000 lat temu w biegunowo odległych krajach do zachodu ludzie zaczęli traktować organizm człowieka, jak system energetyczny.
Kiedy energia krąży w naszym ciele jesteśmy zdrowi. Kiedy przepływ energii je zachwiany, chorujemy. Pomocne w diagnozach i leczeniu są diagramy. Dzięki nim, możemy zobaczyć, jakie są rodzaje i punkty dostępu do energii dla każdego z Nas. Wiedza jest nie tylko dla specjalistów. Oczywiście wskazana jest konsultacja, a przeprowadzenie właściwych zabiegów pod okiem doświadczonych, lekarzy. Jak pokazuje doświadczenie, co raz częściej z dyplomami uczelni zachodnich. Za tą enigmatyczną nazwą kryje się teoria o ciągłych przepływach energii w ciele człowieka. Co istotne, skuteczność tego spojrzenia została wielokrotnie już potwierdzona, a dokumentacja liczona w milionach przykładów i dowodów jest dostępna na wyciągnięcie ręki.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

DDA - Najważniejsze problemy, wyzwania i tematy do pracy cz.1

Czlowiek z aktywnymi wzorcami DDA jest marionetką tych wzorców, reaguje w wyuczony, schematyczny sposób na sytuacje: tu nie ma samodzielnego myślenia, podejmowania decyzji. Jest wewnętrzne spięcie i impulsy zmuszające, by działać, myśleć i czuć tak, a nie inaczej.
 Wzorce DDA to maska, której podtrzymywanie kosztuje bardzo dużo energii, jaką można by poświęcić na uzdrawianie, uwalnianie.

Wzorce DDA blokują osobowość, dezorientują, ale z czasem – kiedy zaczynamy się im przyglądać – zaczynamy rozróżniać, co jest wzorcem, a co nami, co reakcją, a co decyzją. Trzeba świadomie się przyglądać, bez wyłączania uczuć, a nie zimno analizować. Brak odczuwania może wydawać się łatwiejszy, ale jest to pułapka, bo głową analizujemy, a skąd mamy wiedzieć, o co nam chodzi, jak to zrozumieć? Żeby jednak rozróżniać i zacząć uwalniać DDA, trzeba wiedzieć, na co zwracać uwagę.

Przy obserwacji i rozróżnianiu warto zwrócić uwagę na:
1. Powinności DDA.
2. Oczekiwanie porażki.
3. DDA zgaduje zachowania – co jest normalne?
4. Poczucie bezpieczeństwa budowane na kontroli = odbieranie otwartości, bliskości jako zagrożenia.
5. Wkręcanie się w spiralę wzorców.
6. Świat bez zasad.
7. Związki DDA.
8. Bycie potrzebnym.
9. Przeżywanie złości.
10. Przebaczenie.
11. Poczucie własnej wartości.


1. Powinności DDA

„Powinnam, powinienem” – to ulubione słowo DDA, a co to w ogóle znaczy, że „powinnam”?
Znaczy to tyle, że nie mam w ogóle na coś ochoty, ale muszę to zrobić z różnych względów, między innymi z mojej wrodzonej, wewnętrznej „szlachetności”, poświęcenia itd.
„Powinnam/powinienem” jest to słowo, od którego DDA zaczyna wiele swoich wypowiedzi/myśli, gdyż żyje powinnościami. Powinność nie ma nic wspólnego z tym, co się naprawdę chce robić, z pragnieniami – to jest to, co się uważa, że należy robić. Z DDA jest tym trudniej, że taka osoba utożsamia powinności z tym, co chce. Stawia tam znak równości i nie zastanawia się, czy jest inaczej. Kiedy zaczynałam terapię DDA i dowiedziałam się o tych powinnościach, zaczęłam widzieć, w jakich sytuacjach i jak często używam tego słowa i było tego bardzo wiele. „Powinnam to, powinnam tamto” plus ortodoksyjne wymaganie od innych, by równie sumiennie wykonywali swoje powinności. Wtedy rozpoczęłam swoją przygodę z odnajdywaniem tego, czego chcę, co lubię, czego potrzebuję, a słowo „powinnam” postanowiłam usunąć z mojego słownika.
Przygoda z odkrywaniem, czego chcę, ma cały czas swoją kontynuację, uświadomiła mi to ostatnia sesja z Nikodemem w temacie kontroli wewnętrznej. Kontrola wewnętrzna to taki gorset przekonań, zobowiązań, ról przyjętych jako ważne na to wcielenie i które zobowiązaliśmy się pełnić.
To są właśnie takie powinności – oczywistości – dla nas, nad którymi się nie zastanawiamy. Tylko że w tym nie ma nas prawdziwych, nie ma tego, czego byśmy chcieli, ten gorset sztucznie nas trzyma, scala, żebyśmy funkcjonowali i trwali na baczność w przyjętych zobowiązaniach. Jest na tyle mocno zasznurowany, by „brak oddechu” nie pozwalał się zastanowić, czy to na pewno my; nie daje nam prawa do bycia sobą. Nic tak bardzo nas nie oddala od siebie samych jak życie powinnościami, które szczelnie oddzielają nas od naszych prawdziwych potrzeb i pragnień i nie pozwalają ich zobaczyć. Powinność odbiera tożsamość.
Kiedy zdejmiemy ten sztucznie podtrzymujący nas gorset, wszystko się rozpada, bo nic nas już nie trzyma, i wtedy możemy zobaczyć, czego tak naprawdę chcemy i jacy jesteśmy. Przyznam, że to spotkanie z samym sobą może być bardzo zaskakujące, ale daje poczucie wolności i radości, dalekie od starych „standardów” powinności.


2. Oczekiwanie porażki

Zespół wzorców DDA to taki program na osiąganie porażek, na niedobór i brak.
Jeżeli DDA wierzy, że nie jest wystarczająco dobre w związku, to z jednej strony wymierza sobie kary, bo nie zasługuje na to, żeby było dobrze, przyjemnie, lekko itd., a z drugiej strony dowartościowuje się i buduje swoją wyjątkowość na trudnościach życiowych („tyle zniosę, z tyloma rzeczami sobie radzę”).
DDA ma problem z osiąganiem zadowolenia (zdarza się tylko chwilowe), nawet jeśli coś się uda, zawsze jest za mało, za słabo, można było lepiej, fajniej, dłużej – DDA czuje wieczny niedosyt. Ma być perfekcyjnie (niska samoocena) i niezmiennie, co stwarza iluzję bezpieczeństwa. Dlaczego iluzję? Bo DDA wyrasta z przekonania, że kontrola może dać bezpieczeństwo i szczęście, że da się kontrolować coś takiego jak przepływ.
Kiedy w końcu zdarza się coś, co pokazuje, że kontrola zawodzi, cały plan bierze w łeb, a DDA czuje, że traci grunt pod nogami. Wyobrażenia są zawsze większe niż rzeczywistość.
Ten idealizm, niedosyt i parcie, żeby się działo, sprawia, że DDA nie może zaznać spokoju.
Chce mieć wszystko dograne, zaplanowane, zapięte na ostatni guzik, pragnie przewidzieć wszystkie możliwości, zabezpieczyć się, by nie zostawić miejsca na sytuacje nieprzewidziane – wszystko ma być pod kontrolą. Nie można spocząć, cieszyć się tym, co jest, tym, co się ma. Poczucie niedosytu ciągle pcha dalej, nie obiecując jednak, że na końcu tego biegu będzie zadowolenie. DDA wymyśla sobie idealistyczny, nierealny scenariusz, a potem wzdycha: „no tak, przecież mówiłem, że się nie uda...”.
DDA nie będzie zadowolone, bo nie umie być zadowolone z siebie, stan idealny jest nieosiągalny w wyśrubowanych standardach takiego człowieka, bo nie istnieje.
Idealny stan, jeśli tak można mówić, to dający spokój stan akceptacji, otwartości, przepływu, a w wersji DDA ideał to dążenie do ułudy, że można tak kontrolować życie, żeby było dokładnie tak, jak się zaplanowało.
Często słyszę wypowiedzi typu: „jak to załatwię, to już odpocznę” lub: „jak byś przestał robić to czy tamto, to miałbym już spokój”, „przez twoje pomysły nie mogę spać, denerwuję się”. DDA nie spocznie, póki cały świat nie będzie działał jak należy – czyli tak, jak ono sobie wymyśliło.


3. DDA zgaduje zachowania – co jest normalne?

DDA wychowało się w tak traumatycznych/toksycznych/dysfunkcyjnych warunkach, że ma słabe pojęcie o tym, jakie panują normy zachowań obyczajowych, grzecznościowych w codziennym życiu. To, co innym przychodzi naturalnie, bo wychowali się w zdrowym otoczeniu, dla DDA jest zawsze łamigłówką. Jak się zachować, co powiedzieć, jak zareagować, żeby było normalnie?
Stąd reakcje na pewne zdarzenia, emocje, zachowania u DDA są przesadzone i nieadekwatne lub zbyt zdystansowane, zimne. Wtedy otoczenie często sądzi, że albo DDA zwariowało, bo się za bardzo ekscytuje, albo że nie ma uczuć i jest socjopatą. Jednak we wnętrzu DDA wrze kocioł z emocjami i przeżyciami, który jest pod ciągłą kontrolą, by się z niego nie wylało. DDA pożytkuje masę energii, by trzymać swoje wnętrze na wodzy, przeprowadza ciągłe analizy swojego zachowania, reakcji. Nawet entuzjastyczna radość najczęściej jest wyreżyserowana. Na twarzy DDA widnieje maska spokoju, życzliwego uśmiechu, a w środku – wulkan, i tak sobie DDA trwa, aż dochodzi z jakichś względów do erupcji i wylania tłumionych emocji. Ponieważ te długo skrywane, odpychane, wypierane emocje, przeżycia kłębiące się w człowieku w końcu znajdują ujście – DDA wybucha. Można oczywiście temu zapobiec, nie bać się tak swoich emocji, nie traktować ich z przerażeniem, nie odpychać, tylko przeżywać na bieżąco, zrozumieć, przyglądać się im, ale nie utożsamiać się z nimi, DDA nie rozumie, że nie jest emocjami, które przeżywa. A przecież czuje złość, ale nie jest złe, czuje smutek, ale nie jest smutne – to jest naprawdę kolosalna różnica w podejściu.

DDA są osobami o tendencji do dużej otwartości na ludzi albo wycofania i zamknięcia. Albo poddają się pragnieniu bliskości niezaspokojonej w domu, albo pragnieniu ucieczki przed zranieniem i utrzymują dystans. Odnośnie moich przeżyć, zawsze miałam dużą otwartość na ludzi, często większą niż mieli oni, z czasem zaczęło mnie to onieśmielać, gdy widziałam ich dystans, bo odczytywałam to jako odrzucenie. Ale teraz widzę, że tym, czego mi kiedyś brakowało, jest poczucie własnej wartości – to oczywiste – ale też poszanowanie czyichś potrzeb, w tym przypadku potrzeby dystansu. Parcie i brak poczucia własnej wartości sprawia, że nie umiemy szanować cudzej przestrzeni. Jesteśmy tak skupieni na sobie i swoim kruchym wnętrzu, że nie widzimy szerszego kontekstu. Każdy człowiek ma przecież inne potrzeby i prawo do decydowania o swojej przestrzeni, trzeba zostawić ludziom przestrzeń na ich potrzeby i zaspokajać swoje.


4. Poczucie bezpieczeństwa budowane na kontroli = odbieranie otwartości, bliskości jako zagrożenia.

Żeby być z kimś blisko, doświadczyć prawdziwej miłości, trzeba się otworzyć, a żeby się otworzyć, trzeba zrezygnować z kontroli. Otwarcie na innych i na świat wymaga choćby najmniejszej utraty kontroli.
A co jeśli poczucie bezpieczeństwa jest zbudowane na tej kontroli, jest sztuczne, jest czymś na kształt protezy? Wtedy takiego człowieka ogarnia panika, traci grunt pod nogami, wszystko się chwieje. A prawda jest taka: gdy rezygnujemy z kontroli, spotykamy na naszej drodze odpowiednią osobę, z którą możliwy jest przepływ, zaczynamy w ogóle czuć, zaczynamy czuć bliskość, czuć to, czego chcemy. Często jednak strach, że staniemy się bezbronni – paraliżuje. Ten strach bywa tak wielki, że tracimy przytomność myślenia, widzenia rzeczywistości, wyrzekamy się radości z bliskości, podtrzymując iluzję poczucia bezpieczeństwa, zamiast budować autentyczne poczucie bezpieczeństwa.

Poczucie bezpieczeństwa jest trwałe i ugruntowane, kiedy oparte jest na ufności, nie zaś na czynnikach zewnętrznych, a kiedy budowane jest na kontroli, zależne jest od wszystkiego, wszystkich zmiennych, aspektów, osób, które się kontroluje lub wydaje się, że się to robi.
Kontrola daje nam iluzję bezpieczeństwa. Dlaczego iluzję? Bo wyrasta z przekonania, że kontrola może dać bezpieczeństwo i szczęście, że da się kontrolować coś takiego jak przepływ.
Kiedy w końcu zdarza się coś, co demaskuje kontrolę, DDA czuje, że traci grunt pod nogami i ucieka w popłochu, ale czy życie polega na uciekaniu?
Jak być sobą, poznawać siebie, kiedy odmawia się sobie prawa do zaspokajania potrzeb, kiedy się blokuje jedną z pierwotnych i naturalnych potrzeb przepływu i wymiany energii między istotami?
Uczucia, czucie nie są dla nas zagrożeniem, natomiast zagrożeniem jest wypieranie uczuć, odcinanie się od nich, bo zamykamy się w ten sposób na siebie, dezintegrujemy się. A uczucia są, nie znikają, kiedy odgradzamy się od nich murem, zagrożeniem jest to, że nie wiemy, co się dzieje wewnątrz nas. Przecież to, że udajemy, że czegoś nie ma, nie oznacza, że to zniknie, więc nie wiem, czemu w tym przypadku masowo stosowana jest ta metoda.

Tacy jesteśmy wrażliwi, mamy serca, czujemy – to my prawdziwi, nie wyrzekniemy się tego, że uczucia są integralną częścią nas samych. Możemy je za to przyjąć z miłością i akceptacją, otworzyć się na to, co wielokrotnie odpychaliśmy, scalić i pokochać jak wszystkie inne „części” siebie. Przepływ między istotami to naturalny stan istnienia, jak oddech dla ciała fizycznego. Oddech płynie – wdech, wydech – wymiana, przepływ między ludźmi, to się po prostu dzieje instynktownie, bez wysiłku. Ciekawe, co się po drodze stało, że zrezygnowaliśmy z płynięcia w żywym nurcie energii i postanowiliśmy go regulować, zmieniać, dopasowywać do wymyślonych schematów. Kiedy zdarza mi się czuć z kimś przepływ, jest to fascynujące i orzeźwiające, przyjemne, dające lekkość, radość, kontakt nie męczy, nie trzeba wkładać wysiłku energetycznego, bo nie ma blokad i oporu, kiedy natomiast nie ma przepływu, nie ma lekkości, bez obiegu energii trzeba jej więcej wydatkować, trudniej się rozmawia, trudniej o wzajemne zrozumienie. I mówię tu w ogóle o relacjach, interakcjach, nie tylko o tych partnerskich czy małżeńskich. Wszystkie kontakty lepiej się udają, gdy jest przepływ. Kiedy traci się kontrolę, strach odpada na tyle, żeby zauważyć różnicę, zaczynamy widzieć, jaki ciągły opór musimy pokonywać w codziennych relacjach, ile się zmagamy, męczymy, zamiast płynąć i przypominać sobie, kim jesteśmy.

sobota, 12 stycznia 2013

Jak odnaleźć się w dżungli usług psychologicznych?

Coraz więcej osób w Polsce (zwłaszcza w największych miastach) korzysta z jakiegoś rodzaju pomocy czy wsparcia psychologicznego. Chodzenie do psychologa czy psychoterapeuty przestaje powoli być powodem do wstydu - a jeszcze niedawno wiele osób za wszelką cenę starało się unikać tego typu usług.
Obecnie na terapię chodzą zarówno młodzi, jak i starsze osoby - choć psychoterapeuci twierdzą, że osoby po siedemdziesiątym roku życia bardzo rzadko trafiają do ich gabinetów. Zapewne niebagatelny wpływ na to zjawisko ma fakt, że zdecydowana większość usług psychologicznych w Polsce jest teraz odpłatna, i są to często niemałe sumy (zwłaszcza zważywszy na fakt, że wiele rodzajów terapii wymaga wielu spotkań).

Dżungla (dosłownie)Kiedy szuka się informacji na temat usług psychologicznych - choćby w Internecie - uderza to, jak duża jest różnorodność i bogactwo ofert. Jednocześnie dla osób “niewtajemniczonych” może to być czasami swoista dżungla, w której trudno jest się zorientować. Czym się różni np. terapia od grupy wsparcia albo coachingu? Nie są to terminy, których się uczymy w szkole, a wybór może mieć duże znaczenie dla tego, czy uda nam się rozwiązać swoje problemy i polepszyć jakość życia.

Najważniejsze pytanie, jakie należy sobie na początek zadać, to to, czy problem dotyczy mnie samego, czy może mojego związku czy rodziny? Jeśli tylko mnie, to wskazana będzie pomoc indywidualna, jeśli związku, to terapia par (małżeńska), a jeśli całej rodziny, to psychoterapia rodzinna. Sprawę komplikuje znacznie fakt, że dla wielu osób, które mają problem sami ze sobą, wskazana jest bardziej terapia grupowa niż indywidualna. Dotyczy to zwłaszcza osób, które na co dzień borykają się z problemami interpersonalnymi - czyli np. nieumiejętnością nawiązywania relacji, silną nieśmiałością, przesadnym krytycyzmem wobec siebie i innych itp. Dla takich osób praca w grupie będzie znacznie bardziej efektywna, gdyż pozwoli im na bieżąco konfrontować własne przekonania z przekonaniami innych ludzi i uczyć się komunikować swoje poglądy i uczucia.

Całkowicie innym rodzajem wsparcia psychologicznego jest coraz popularniejszy w ostatnich latach coaching. Coaching to (zwykle) spotkania indywidualne klienta z profesjonalnym coachem (którym może, ale nie musi, być psycholog), podczas których praca skupia się na osiągnięciu konkretnego celu (np. zmiany pracy). Coach pomaga klientowi zmienić zachowania, które uniemożliwiają efektywne czy kreatywne działanie. Coaching nie jest zatem formą leczenia zaburzeń, a bardziej wspólną pracą dwóch osób ograniczoną do jednej dziedziny jego życią.

Dla osób, które nie wiedzą, która forma pomocy będzie dla nich najlepsza, dobrym rozwiązaniem wydaje się być po prostu umówienie na jedną konsutlację psychoterapeutyczną (wszyscy terapeuci oferują taką usługę), podczas której będzie można się poradzić profesjoanlisty w tej sprawie.

wtorek, 8 stycznia 2013

Fizyczna i psychiczna skorupa - wstęp

Moja osobista praca w temacie DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) trwa dopiero kilka miesięcy. I już teraz mogę powiedzieć, że postawy zachowania zawierające się w zebranym przez psychologów pakiecie wzorców DDA możemy przypisać nie tylko osobom, które zetknęły się z alkoholem w domu
Sam jestem dobrym przykładem, bo w mojej bliższej i dalszej rodzinie nikt nie nadużywał alkoholu – chyba że na imprezach okolicznościowych. Wydawało się, że miałem wspierające środowisko, rodzice na wszystko mi pozwalali, a jednak im dłużej czytałem opracowania, książki z dziedziny DDA, współuzależnienia, tym bardziej rosło moje przerażenie, jak sporo mam do przepracowania. W pewnym momencie powiedziałem nawet, że rozpocząłem rozwój od drugiej strony. Pierwsza była motywacja, prosta psychologia, rozwój osobisty, niezliczone szkolenia, bardziej zaawansowane opracowania psychologiczne, spotkania z psychologami, a potem przeniosłem całe swoje zainteresowanie do dziedzin ezoterycznych i duchowych. W całym procesie własnego rozwoju nie zajrzałem nigdy w głąb siebie, pod skorupę, którą – jak się okazało później – miałem całkiem grubą.
Kiedy żyjemy w środowisku toksycznym, alkoholu, odcięci od wsparcia, miłości, ciepła ze strony bliskich; w otoczeniu pełnym rywalizacji, braku akceptacji i zrozumienia nas samych w naszych energiach zaczynają wytwarzać się kolejne warstwy energii, które scalają się z naszą aurą, wpływają na myśli, uczucia oraz pracę czakramów. Dzieje się tak, bo różne negatywne, traumatyczne wydarzenia, interakcje budowały warstwa po warstwie izolację, wygłuszenie pozwalające odciąć się od bólu, krzywdy, ciepła. To skuteczne wygłuszenie od świata zewnętrznego doprowadziło nas do zawężonego postrzegania świata, odbioru bliskich ludzi, utrudniając ostatecznie zdrową, bo opartą na cieple, serdeczności, wrażliwości interakcję z innymi.
Cztery warstwy skorup
warstwy_skorup
 Podczas badań z Katarzyną Pawłowską nad otwartością i wrażliwością odkryłem u siebie skorupę na poziomie trzecim. Byłem zaskoczony, bo wykrzyczałem: „Tyle lat pracuję i jestem tak zamknięty?!”. Chociaż w tym czasie byłem wdzięczny sobie za gotowość do zanalizowania siebie bez idealizacji w stylu: „jaki to jestem otwarty” lub „jaki to jestem oświecony”, to jednak widok wykresu nie był zbyt miły. Po wstępnej akceptacji nie musiałem długo czekać na reakcję otoczenia. Kilka dni później dostałem e-maile o treści: „Emocje, radość, otwarcie się i pokazanie tego, co się ma w środku, tego mi brakuje” – napisał jeden z czytelników. Drugi e-mail: „Czytam różne artykuły duchowe, opracowania ezoteryczne wielu autorów, ale to wszystko jest takie intelektualne, u Pana również do wyczuwam”. Artur Figura skomentował e-maile słowami: „Radość i smutek, śmiech i płacz, powaga i beztroska, czyli przepływ. Przesiąknięci jesteśmy przekonaniem, że religia = powaga. Religię zastąpiła tzw. duchowość, ale powaga została. Brak powagi jest odbierany jak lekceważenie. Ale o ile duchowość, tak jak jest powszechnie pojmowana, ma niewiele wspólnego z życiem, o tyle życie (w jego nieskażonej naszymi wzorcami postaci) niczym w zasadzie nie różni się od duchowości”. Pojawia się zatem pytanie: „Kiedy i jak rodziły się kolejne warstwy skorup odgradzających od czułości, naturalności, swobody bycia sobą?”.

Powstawanie skorup
Jako dzieci dysponowaliśmy potencjałem, poczuciem mocy, świadomości siebie i pewności, że tacy, jacy jesteśmy, jesteśmy w porządku. Jesteśmy godni uwagi, akceptacji, miłości, realizacji naszych zamierzeń. W trakcie dorastania i życia mogło wydarzyć się coś lub mogliśmy spotkać kogoś, kto zaczął nam odbierać to poczucie mocy. Była to krytyka, umniejszanie, śmianie się, wytykanie, brak miłości, pozostawienie bez opieki, przemoc. Nasz potencjał zamiast wzrastać, malał i rozpoczął tworzenie postaw bycia ofiarą, pokrzywdzonym przez los, szybkich reakcji poddawania się, niezasługiwania, niedoprowadzania rzeczy do końca. Zaczęliśmy szczelnie zamykać się w skorupie nieśmiałości i dzisiaj trudno nam z niej wyjść, ba, często nie wiemy, że posiadamy liczne skorupy, że przyjęliśmy podświadome postawy zachowania (wzorce) od rodziców, bliskich, kolegów i koleżanek z pracy.
Ponieważ energia wewnętrzna dąży do wyrównania, domaga się przepływu, a dzięki skorupie zostaje odcięta, zaczyna szukać ujścia. Wewnętrzny potencjał dopomina się o uwzględnienie i prowadzi do zrodzenia się nowych postaw i motywacji, niestety, już zniekształconych. Ludzie za wszelką cenę chcą poczuć własną moc, dostąpić przywilejów (zauważenia i docenienia), władzy. Tacy ludzie to często pracoholicy, nie tolerują u ludzi słabości, nie mają zaufania do innych, nie wchodzą nigdy w prawdziwe relacje. Czyli kiedy nie mamy wypracowanej siły ducha, uzdrowionego wewnętrznego dziecka, akceptacji dla swoich potrzeb uczuciowych (uwzględniając miłość), uciekamy i blokujemy własną wrażliwość, emocje, stale „hartując się w boju”. Dobry zawód, stanowisko, praca, biznes, wysokie wykształcenie, majątek – to atrybuty, które mają wypełnić wewnętrzną pustkę.

Kolejne całuny
Inny rodzaj wypełnienia odciętej energii polega na porównywaniu się z innymi i rywalizacji. Mówimy: „osiągnąłem większy sukces”, „zarabiam więcej od innych”, „ten to piekłami tylko czadzi”. Zaczynamy myśleć o sobie i tłumaczymy, ile to już sesji zrobiliśmy, do jakich uwolnień doszło, ilu to ludziom pomogliśmy, ile wiemy, jak znani i bogaci jesteśmy. Dzięki porównywaniu budujemy obraz siebie; dzięki rywalizacji – motywujemy siebie. Wszystko to wpływa na nasze samopoczucie, które zamiast płynąć od środka, płynie z zewnątrz, domaga się ciągłego uznania, przekraczania granic, porównywania, oceny. Nie odczuwamy wartości z tego, jacy jesteśmy, tylko z tego, ile zrobiliśmy lub ile posiadamy.
 Większość z nas żyje na planecie Ziemia, by mimo piekielnego, gloryfikującego intelekt systemu, mimo karmy i własnych obciążeń uwolnić swoją wrażliwość, poznać swoje pierwotne energie, nauczyć się czuć i nie wstydzić się tego. Przede wszystkim nie przykrywać się skorupo-wzorcami, nie brać cudzych energii jako swoich, nie tłumaczyć, że tak trzeba.

Dlaczego budujemy skorupy?
Skorupa zakrywa nasze wewnętrzne energie, nie dopuszcza do zbliżenia i – co ważniejsze – dzięki skorupom lepiej wypełniamy misje. Dzieje się tak, bo skorupa nie przepuszcza energii, która mogłaby nas zranić, pozostawić ślad w psychice, uczuciach. Zresztą skorupa nie przepuszcza żadnej energii. Narzekamy na system, na maski, na rolę, na innych, a większość z nas sama nosi maski. Tłumaczy to zachowanie bezpieczeństwem, dopasowaniem do ogółu, kompromisem.

Co należałoby zrobić, by zdjąć pierwszą warstwę skorupy?
Uwolnić siebie i swoją duszę od misji. Misji ratowania, nawracania, zmieniania, stałego informowania, wychowywania, opiekowania. Wiele misji wymaga znieczulenia, żeby się tak bardzo nie przywiązywać do „obiektu” misji. Spora rzesza dusz wcieliła się w rodzinach dysfunkcyjnych (alkohol, pozostawienie), które skutecznie je odcięły od wewnętrznego ciepłego potencjału, miłości. Znieczulamy się misjami, narkotykami, elektroniczną rozrywką, używkami. I kiedy przychodzi do wyrażania uczuć, przytulania, okazania wrażliwości, zbliżeń fizycznych, uciekamy w siłę lub odpychamy innych, bo czujemy, że dobiliśmy do ściany własnych ograniczeń, dodatkowo nie wiemy, o co tutaj chodzi, jak się zachować. Znamy tylko presję, żołnierski dryl i przymus.
Przez tyle lat życia byliśmy odrzucani, hartowani, manipulowani, bici, krzywdzeni, czyli przystosowywani do misji; karmicznie swatano nas z negatywnymi i zamkniętymi ludźmi. Dlatego łatwo nam było stworzyć nawyk zmieniania pracy swoich czakr, zasłaniania swoich energii, obniżania własnego potencjału. Zaczęliśmy za normalne uważać kompromisy, wydatkowanie energii bez pozytywnych zwrotów, brak zrozumienia dla siebie i swojej natury. Czemu wybraliśmy skorupę, jeśli jako małe dziecko byliśmy sobą? Być naturalnym w dawaniu i braniu, to być tym, kim się jest. Zapamiętajmy: to, jacy jesteśmy naprawdę, w samym środku, rdzeniu samego siebie, czyli bez skorupy, jest piękne i rodzi u drugiej otwartej osoby przyjaciela, partnera, towarzysza akceptację, zrozumienie, miłość. To, jacy jesteśmy naprawdę, w samym środku, może uruchomić odrzucenie, niechęć, wyśmiewanie się. Ale dlaczego wybieramy akceptację u osoby z zamkniętym sercem, dysfunkcją? Bo ta osoba jest autorytetem, doktorem, osiągnęła sukces? Jaki to sukces, kiedy nie czujemy, obrażamy i warunkujemy innych? Niestety, mylimy pojęcia akceptacji siebie z zadowalaniem innych; mylimy przyjaźń otwartą od współuzależnienia; nie rozróżniamy dawania wsparcia od wymagań; mylimy cierpliwość z presją.
Ilu z nas potrafi naprawdę się bawić, tańczyć, poruszać swobodnie bez napięcia, stresu? Kto z nas potrafi przez chwilę nie analizować, nie myśleć? Ile razy udało nam się nie tłumaczyć tego, co robimy, jak działamy misją, szczytnymi celami, ideologiami tylko miłością dla samego siebie? Kto z nas potrafi być po prostu sobą? Właśnie ten, kto opuścił swoje skorupy, zajrzał, co jest w środku i zaakceptował, że każdy mały czy duży, strzyga czy anioł posiada swój rdzeń zrodzony w miłości, Źródle Miłości.

Zakończenie
Dawna krzywda, niechęć do dopuszczenia do miękkiego brzucha – jak mówi Kasia – prowadzi do ukrywania swoich pierwotnych, bo naturalnych, energii w rozmowach, wpisach, aurze. Podczas rozmów lub na forach dyskusyjnych dzielimy się swoimi myślami, które często wiele o nas mówią, odkrywają. Jednak zbyt często podczas interakcji pokazujemy ludziom to, co chcą zobaczyć lub sami chcemy pokazać. W jednym i drugim przypadku kontrolujemy, a więc warunkujemy, ustalamy, a tak nie działa przepływ ani energia miłości. Miłość nie oszukuje siebie i innych, nie wybiera fałszu nad szczerość, nie gasi potrzeb, tylko je wzmacnia. Nieważne czy ktoś cię zrozumie trochę lub wcale; nieważne, że cię wyśmieje czy odrzuci, kiedy jesteś otwarty, czujesz, już nie tylko rozumiesz i widzisz, że ten ktoś ma spore problemy ze sobą, jego własna skorupa, czyli życie go przygniotło. Odpowiedz na pytanie: „czy krzywda i niezrozumienie, poczucie braku bezpieczeństwa, strachu i lęku przed okazywaniem ciepła, miłości, lekkości jest silniejsze, ważniejsze od otwarcia na własną wrażliwość, potrzeby uczuciowe, naturalność i przede wszystkim miłość?”.
Ludzie wybierają partnerów zamkniętych, z większymi dysfunkcjami od swoich, bo relacja nie wymaga wyjścia z własnej skorupy, dopuszczenia do miękkiego brzucha, otwarcia serca. Czasem wybieramy tak, bo boimy się, że to, co partner zobaczy, my sami odkryjemy, zostanie odrzucone, skrytykowane, poniżone i niezrozumiane. Myślimy, że nie zasługujemy na akceptację, miłość. Z jednej strony nasze serce woła o więcej, z drugiej – skorupa i dawna krzywda odpycha.
Wrażliwość, potrzeby uczuciowe, otwartość trudno załatać, ukryć, zamaskować zewnętrznymi rzeczami, rozrywkami, zadaniami, misjami. Jedynym lekarstwem na zranione serce wydaje się być zajrzenie w głąb siebie, rozwiązanie konfliktów wewnętrznych. Skorupy – grubej czy cienkiej – nie da się rozpuścić, zrzucić z dnia na dzień. Wychodzenie ze skorupy, która była niezbędna jako system obrony, maskowania, znieczulania w mało przyjaznym środowisku, wymaga: czasu, zaufania, stopniowego zagłębiania się we własne skrywane potrzeby, lęki, DDA, skrzywdzone wewnętrzne dziecko, uzdrowienia relacji z rodzicami. Skorupa, jak już wiemy, ogranicza, odcina od świata, ludzi, uczuć, miłości, zaburza odbiór rzeczywistości, ale pytanie brzmi: „co lub kto siedzi pod skorupą?”, „jaki jesteś bez masek, zimna, piekieł, podkręcenia, arogancji, krzywdy, dumy, pychy, strachu?”. Cokolwiek znajduje się pod twoją skorupą, warstwą ochronną, tarczą jest właściwe, normalne, naturalne i zasługuje na pokazanie światu. To, jaki jesteś, jaki zawsze byłeś, jest wystarczające do dawania i odczuwania miłości, do akceptacji tego, jaki jesteś i kim jesteś, do zdrowych relacji z partnerem, w rodzinie, w pracy, w społeczeństwie. Skorupa nie tworzy twojego bezpieczeństwa, ona nie chroni cię przed skrzywdzeniem, ona pokazuje tylko, jak bardzo zlękniony i skrzywdzony jesteś w swoim wnętrzu. Daj sobie szansę, zacznij naruszać skorupę, zaakceptuj siebie.

Nikodem Marszałek