wtorek, 8 stycznia 2013

Fizyczna i psychiczna skorupa - wstęp

Moja osobista praca w temacie DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) trwa dopiero kilka miesięcy. I już teraz mogę powiedzieć, że postawy zachowania zawierające się w zebranym przez psychologów pakiecie wzorców DDA możemy przypisać nie tylko osobom, które zetknęły się z alkoholem w domu
Sam jestem dobrym przykładem, bo w mojej bliższej i dalszej rodzinie nikt nie nadużywał alkoholu – chyba że na imprezach okolicznościowych. Wydawało się, że miałem wspierające środowisko, rodzice na wszystko mi pozwalali, a jednak im dłużej czytałem opracowania, książki z dziedziny DDA, współuzależnienia, tym bardziej rosło moje przerażenie, jak sporo mam do przepracowania. W pewnym momencie powiedziałem nawet, że rozpocząłem rozwój od drugiej strony. Pierwsza była motywacja, prosta psychologia, rozwój osobisty, niezliczone szkolenia, bardziej zaawansowane opracowania psychologiczne, spotkania z psychologami, a potem przeniosłem całe swoje zainteresowanie do dziedzin ezoterycznych i duchowych. W całym procesie własnego rozwoju nie zajrzałem nigdy w głąb siebie, pod skorupę, którą – jak się okazało później – miałem całkiem grubą.
Kiedy żyjemy w środowisku toksycznym, alkoholu, odcięci od wsparcia, miłości, ciepła ze strony bliskich; w otoczeniu pełnym rywalizacji, braku akceptacji i zrozumienia nas samych w naszych energiach zaczynają wytwarzać się kolejne warstwy energii, które scalają się z naszą aurą, wpływają na myśli, uczucia oraz pracę czakramów. Dzieje się tak, bo różne negatywne, traumatyczne wydarzenia, interakcje budowały warstwa po warstwie izolację, wygłuszenie pozwalające odciąć się od bólu, krzywdy, ciepła. To skuteczne wygłuszenie od świata zewnętrznego doprowadziło nas do zawężonego postrzegania świata, odbioru bliskich ludzi, utrudniając ostatecznie zdrową, bo opartą na cieple, serdeczności, wrażliwości interakcję z innymi.
Cztery warstwy skorup
warstwy_skorup
 Podczas badań z Katarzyną Pawłowską nad otwartością i wrażliwością odkryłem u siebie skorupę na poziomie trzecim. Byłem zaskoczony, bo wykrzyczałem: „Tyle lat pracuję i jestem tak zamknięty?!”. Chociaż w tym czasie byłem wdzięczny sobie za gotowość do zanalizowania siebie bez idealizacji w stylu: „jaki to jestem otwarty” lub „jaki to jestem oświecony”, to jednak widok wykresu nie był zbyt miły. Po wstępnej akceptacji nie musiałem długo czekać na reakcję otoczenia. Kilka dni później dostałem e-maile o treści: „Emocje, radość, otwarcie się i pokazanie tego, co się ma w środku, tego mi brakuje” – napisał jeden z czytelników. Drugi e-mail: „Czytam różne artykuły duchowe, opracowania ezoteryczne wielu autorów, ale to wszystko jest takie intelektualne, u Pana również do wyczuwam”. Artur Figura skomentował e-maile słowami: „Radość i smutek, śmiech i płacz, powaga i beztroska, czyli przepływ. Przesiąknięci jesteśmy przekonaniem, że religia = powaga. Religię zastąpiła tzw. duchowość, ale powaga została. Brak powagi jest odbierany jak lekceważenie. Ale o ile duchowość, tak jak jest powszechnie pojmowana, ma niewiele wspólnego z życiem, o tyle życie (w jego nieskażonej naszymi wzorcami postaci) niczym w zasadzie nie różni się od duchowości”. Pojawia się zatem pytanie: „Kiedy i jak rodziły się kolejne warstwy skorup odgradzających od czułości, naturalności, swobody bycia sobą?”.

Powstawanie skorup
Jako dzieci dysponowaliśmy potencjałem, poczuciem mocy, świadomości siebie i pewności, że tacy, jacy jesteśmy, jesteśmy w porządku. Jesteśmy godni uwagi, akceptacji, miłości, realizacji naszych zamierzeń. W trakcie dorastania i życia mogło wydarzyć się coś lub mogliśmy spotkać kogoś, kto zaczął nam odbierać to poczucie mocy. Była to krytyka, umniejszanie, śmianie się, wytykanie, brak miłości, pozostawienie bez opieki, przemoc. Nasz potencjał zamiast wzrastać, malał i rozpoczął tworzenie postaw bycia ofiarą, pokrzywdzonym przez los, szybkich reakcji poddawania się, niezasługiwania, niedoprowadzania rzeczy do końca. Zaczęliśmy szczelnie zamykać się w skorupie nieśmiałości i dzisiaj trudno nam z niej wyjść, ba, często nie wiemy, że posiadamy liczne skorupy, że przyjęliśmy podświadome postawy zachowania (wzorce) od rodziców, bliskich, kolegów i koleżanek z pracy.
Ponieważ energia wewnętrzna dąży do wyrównania, domaga się przepływu, a dzięki skorupie zostaje odcięta, zaczyna szukać ujścia. Wewnętrzny potencjał dopomina się o uwzględnienie i prowadzi do zrodzenia się nowych postaw i motywacji, niestety, już zniekształconych. Ludzie za wszelką cenę chcą poczuć własną moc, dostąpić przywilejów (zauważenia i docenienia), władzy. Tacy ludzie to często pracoholicy, nie tolerują u ludzi słabości, nie mają zaufania do innych, nie wchodzą nigdy w prawdziwe relacje. Czyli kiedy nie mamy wypracowanej siły ducha, uzdrowionego wewnętrznego dziecka, akceptacji dla swoich potrzeb uczuciowych (uwzględniając miłość), uciekamy i blokujemy własną wrażliwość, emocje, stale „hartując się w boju”. Dobry zawód, stanowisko, praca, biznes, wysokie wykształcenie, majątek – to atrybuty, które mają wypełnić wewnętrzną pustkę.

Kolejne całuny
Inny rodzaj wypełnienia odciętej energii polega na porównywaniu się z innymi i rywalizacji. Mówimy: „osiągnąłem większy sukces”, „zarabiam więcej od innych”, „ten to piekłami tylko czadzi”. Zaczynamy myśleć o sobie i tłumaczymy, ile to już sesji zrobiliśmy, do jakich uwolnień doszło, ilu to ludziom pomogliśmy, ile wiemy, jak znani i bogaci jesteśmy. Dzięki porównywaniu budujemy obraz siebie; dzięki rywalizacji – motywujemy siebie. Wszystko to wpływa na nasze samopoczucie, które zamiast płynąć od środka, płynie z zewnątrz, domaga się ciągłego uznania, przekraczania granic, porównywania, oceny. Nie odczuwamy wartości z tego, jacy jesteśmy, tylko z tego, ile zrobiliśmy lub ile posiadamy.
 Większość z nas żyje na planecie Ziemia, by mimo piekielnego, gloryfikującego intelekt systemu, mimo karmy i własnych obciążeń uwolnić swoją wrażliwość, poznać swoje pierwotne energie, nauczyć się czuć i nie wstydzić się tego. Przede wszystkim nie przykrywać się skorupo-wzorcami, nie brać cudzych energii jako swoich, nie tłumaczyć, że tak trzeba.

Dlaczego budujemy skorupy?
Skorupa zakrywa nasze wewnętrzne energie, nie dopuszcza do zbliżenia i – co ważniejsze – dzięki skorupom lepiej wypełniamy misje. Dzieje się tak, bo skorupa nie przepuszcza energii, która mogłaby nas zranić, pozostawić ślad w psychice, uczuciach. Zresztą skorupa nie przepuszcza żadnej energii. Narzekamy na system, na maski, na rolę, na innych, a większość z nas sama nosi maski. Tłumaczy to zachowanie bezpieczeństwem, dopasowaniem do ogółu, kompromisem.

Co należałoby zrobić, by zdjąć pierwszą warstwę skorupy?
Uwolnić siebie i swoją duszę od misji. Misji ratowania, nawracania, zmieniania, stałego informowania, wychowywania, opiekowania. Wiele misji wymaga znieczulenia, żeby się tak bardzo nie przywiązywać do „obiektu” misji. Spora rzesza dusz wcieliła się w rodzinach dysfunkcyjnych (alkohol, pozostawienie), które skutecznie je odcięły od wewnętrznego ciepłego potencjału, miłości. Znieczulamy się misjami, narkotykami, elektroniczną rozrywką, używkami. I kiedy przychodzi do wyrażania uczuć, przytulania, okazania wrażliwości, zbliżeń fizycznych, uciekamy w siłę lub odpychamy innych, bo czujemy, że dobiliśmy do ściany własnych ograniczeń, dodatkowo nie wiemy, o co tutaj chodzi, jak się zachować. Znamy tylko presję, żołnierski dryl i przymus.
Przez tyle lat życia byliśmy odrzucani, hartowani, manipulowani, bici, krzywdzeni, czyli przystosowywani do misji; karmicznie swatano nas z negatywnymi i zamkniętymi ludźmi. Dlatego łatwo nam było stworzyć nawyk zmieniania pracy swoich czakr, zasłaniania swoich energii, obniżania własnego potencjału. Zaczęliśmy za normalne uważać kompromisy, wydatkowanie energii bez pozytywnych zwrotów, brak zrozumienia dla siebie i swojej natury. Czemu wybraliśmy skorupę, jeśli jako małe dziecko byliśmy sobą? Być naturalnym w dawaniu i braniu, to być tym, kim się jest. Zapamiętajmy: to, jacy jesteśmy naprawdę, w samym środku, rdzeniu samego siebie, czyli bez skorupy, jest piękne i rodzi u drugiej otwartej osoby przyjaciela, partnera, towarzysza akceptację, zrozumienie, miłość. To, jacy jesteśmy naprawdę, w samym środku, może uruchomić odrzucenie, niechęć, wyśmiewanie się. Ale dlaczego wybieramy akceptację u osoby z zamkniętym sercem, dysfunkcją? Bo ta osoba jest autorytetem, doktorem, osiągnęła sukces? Jaki to sukces, kiedy nie czujemy, obrażamy i warunkujemy innych? Niestety, mylimy pojęcia akceptacji siebie z zadowalaniem innych; mylimy przyjaźń otwartą od współuzależnienia; nie rozróżniamy dawania wsparcia od wymagań; mylimy cierpliwość z presją.
Ilu z nas potrafi naprawdę się bawić, tańczyć, poruszać swobodnie bez napięcia, stresu? Kto z nas potrafi przez chwilę nie analizować, nie myśleć? Ile razy udało nam się nie tłumaczyć tego, co robimy, jak działamy misją, szczytnymi celami, ideologiami tylko miłością dla samego siebie? Kto z nas potrafi być po prostu sobą? Właśnie ten, kto opuścił swoje skorupy, zajrzał, co jest w środku i zaakceptował, że każdy mały czy duży, strzyga czy anioł posiada swój rdzeń zrodzony w miłości, Źródle Miłości.

Zakończenie
Dawna krzywda, niechęć do dopuszczenia do miękkiego brzucha – jak mówi Kasia – prowadzi do ukrywania swoich pierwotnych, bo naturalnych, energii w rozmowach, wpisach, aurze. Podczas rozmów lub na forach dyskusyjnych dzielimy się swoimi myślami, które często wiele o nas mówią, odkrywają. Jednak zbyt często podczas interakcji pokazujemy ludziom to, co chcą zobaczyć lub sami chcemy pokazać. W jednym i drugim przypadku kontrolujemy, a więc warunkujemy, ustalamy, a tak nie działa przepływ ani energia miłości. Miłość nie oszukuje siebie i innych, nie wybiera fałszu nad szczerość, nie gasi potrzeb, tylko je wzmacnia. Nieważne czy ktoś cię zrozumie trochę lub wcale; nieważne, że cię wyśmieje czy odrzuci, kiedy jesteś otwarty, czujesz, już nie tylko rozumiesz i widzisz, że ten ktoś ma spore problemy ze sobą, jego własna skorupa, czyli życie go przygniotło. Odpowiedz na pytanie: „czy krzywda i niezrozumienie, poczucie braku bezpieczeństwa, strachu i lęku przed okazywaniem ciepła, miłości, lekkości jest silniejsze, ważniejsze od otwarcia na własną wrażliwość, potrzeby uczuciowe, naturalność i przede wszystkim miłość?”.
Ludzie wybierają partnerów zamkniętych, z większymi dysfunkcjami od swoich, bo relacja nie wymaga wyjścia z własnej skorupy, dopuszczenia do miękkiego brzucha, otwarcia serca. Czasem wybieramy tak, bo boimy się, że to, co partner zobaczy, my sami odkryjemy, zostanie odrzucone, skrytykowane, poniżone i niezrozumiane. Myślimy, że nie zasługujemy na akceptację, miłość. Z jednej strony nasze serce woła o więcej, z drugiej – skorupa i dawna krzywda odpycha.
Wrażliwość, potrzeby uczuciowe, otwartość trudno załatać, ukryć, zamaskować zewnętrznymi rzeczami, rozrywkami, zadaniami, misjami. Jedynym lekarstwem na zranione serce wydaje się być zajrzenie w głąb siebie, rozwiązanie konfliktów wewnętrznych. Skorupy – grubej czy cienkiej – nie da się rozpuścić, zrzucić z dnia na dzień. Wychodzenie ze skorupy, która była niezbędna jako system obrony, maskowania, znieczulania w mało przyjaznym środowisku, wymaga: czasu, zaufania, stopniowego zagłębiania się we własne skrywane potrzeby, lęki, DDA, skrzywdzone wewnętrzne dziecko, uzdrowienia relacji z rodzicami. Skorupa, jak już wiemy, ogranicza, odcina od świata, ludzi, uczuć, miłości, zaburza odbiór rzeczywistości, ale pytanie brzmi: „co lub kto siedzi pod skorupą?”, „jaki jesteś bez masek, zimna, piekieł, podkręcenia, arogancji, krzywdy, dumy, pychy, strachu?”. Cokolwiek znajduje się pod twoją skorupą, warstwą ochronną, tarczą jest właściwe, normalne, naturalne i zasługuje na pokazanie światu. To, jaki jesteś, jaki zawsze byłeś, jest wystarczające do dawania i odczuwania miłości, do akceptacji tego, jaki jesteś i kim jesteś, do zdrowych relacji z partnerem, w rodzinie, w pracy, w społeczeństwie. Skorupa nie tworzy twojego bezpieczeństwa, ona nie chroni cię przed skrzywdzeniem, ona pokazuje tylko, jak bardzo zlękniony i skrzywdzony jesteś w swoim wnętrzu. Daj sobie szansę, zacznij naruszać skorupę, zaakceptuj siebie.

Nikodem Marszałek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz