sobota, 23 lutego 2013

Czy psychoterapia zmienia mózg? cz. II

Pierwsze prace dotyczące fizjologii mózgu, a ściślej wpływu substancji chemicznych na przewodzenie impulsów w komórkach, przeprowadził wspomniany już Otto Loewi. 
Poddając serce żaby działaniu acetylocholiny, wykazał, że ta ma bezpośredni wpływ na przewodzenie nerwu błędnego (drażnionego przez badacza w trakcie eksperymentu), co skutkowało zmianą szybkości pracy serca. Dziś takie substancje, oddziałujące na połączenia nerwowe, nazywamy neurotransmiterami.
Oprócz neurotransmiterów wyróżniamy także hormony. To związki chemiczne wydzielane przez gruczoły lub tkanki układu hormonalnego. Ich funkcją jest regulacja czynności i modyfikacja cech strukturalnych tkanek leżących w pobliżu miejsca jego wydzielania lub oddalonych od tych miejsc, i do których dociera poprzez krew. Dzisiejsza nauka łączy ze sobą działanie hormonów i neuroprzekaźników, niejako w prosty wzór: hormony + neuroprzekaźniki = zachowanie organizmu. Tak ów wpływ na człowieka opisuje Kleiber: "Hormony odgrywają fundamentalną rolę w neurotransmisji - współdziałaniu substancji chemicznych w mózgu z komórkami nerwowymi mózgu”. “Neurotransmisja z kolei decyduje o naszym myśleniu, odczuwaniu, zachowaniu i ogólnym funkcjonowaniu jako istot płciowych”.

Jak wykazuje wiele badań, nadmiar lub niedobór neurotransmiterów lub hormonów ma kolosalny wpływ na funkcjonowanie mózgu, a co za tym idzie na procesy poznawcze, przeżywanie afektu i podejmowanie działań przez człowieka. Niedobór serotoniny (zwanej czasami, dość zresztą nieprawidłowo, hormonem spokoju) w układzie nerwowym skutkuje spadkiem afektu i może doprowadzić nawet do ciężkiej depresji i w konsekwencji do śmierci. Braki dopaminy (potocznie neurotransmiter przyjemności) lub problemy z jej niskim potencjałem przyłączania się do odpowiednich receptorów ma istotny wpływ na powstawanie fobii społecznej i tendencje do uzależnień. Endorfiny (nazywane hormonami szczęścia) wywołują doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie. Oprócz nich istnieje wiele związków chemicznych, które oddziałują na nasz mózg. Ot, choćby, dostępny wszędzie alkohol, którego działanie potrafi skutecznie poprawić nastrój, zredukować napięcie czy usunąć poczucie lęku. Kannabinoidy zawarte w marihuanie doprowadzają do zaburzeń poznania, euforii i wprowadzają w stan głębokiego relaksu. Opioidy skutecznie uśmierzają ból, a w nadmiarze wywołują stany euforyczne.
Wszystko to potwierdza niejako „biochemiczne” pochodzenie stanów emocjonalnych i fizjologiczne korzenie funkcji poznawczych, a w konsekwencji ludzkiego zachowania. Wiedzą o tym doskonale lekarze psychiatrzy, leczący swoich pacjentów za pomocą farmakologii. Przy leczeniu depresji, podanie pacjentowi np. inhibitorów zwrotnych wychwytu serotoniny (SSRI) powoduje zwiększenie stężenia tego neuroprzekaźnika w przestrzeni międzysynaptycznej, co skutkuje poprawą nastroju i ogólnego samopoczucia. Podanie leków z grupy neuroleptyków usuwa objawy wytwórcze u pacjentów cierpiących na schizofrenię i inne zaburzenia z obszaru psychotycznych. Leki oparte o sole litu czy dibenzodiazepiny, regulują nastrój i poprawiają jakość funkcjonowania ludzi cierpiących na zaburzenia afektu (depresja i CHAD).
Pod koniec ubiegłego wieku badania nad mózgiem, jego strukturą, funkcjonowaniem i fizjologią rozwinęły się do tego stopnia, że powstała nowa gałąź nauki, zwana obecnie neuroscience. W tej chwili mówimy nawet o kilku takich naukowych gałęziach, zebranych pod jedną nazwą neurosciences. Ta mnogość „sciences” w nazwie wynika z tego, że badanie mózgu podejmowane jest z wielu perspektyw i przy zastosowaniu wielu różnych metod. Możemy więc wyróżnić między innymi neuropsychiatrię, neuropsychologię czy neurobiologię, nowe nauki podkreślające związki danej dziedziny (psychiatrii, psychologii, biologii) z wiedzą o układzie nerwowym. Szczególnie istotna w aspekcie omawianego tematu wydaje się być nauka nazwana przez Gazzanigę – cognitive neuroscience. To dziedzina, która zajmuje się rozpoznaniem za pomocą dostępnych nauce metod neuroobrazowych, takich jak fMRI, MR, PET, i ERP tego, „w jaki sposób mózg tworzy umysł”. Umysł, a więc coś niezmiernie istotnego z punktu widzenia psychoterapeuty. Umysł, który psycholog rozumie bardziej jako psychikę, czyli całokształt procesów oraz dyspozycji niematerialnych, psychicznych człowieka (czyli procesy poznawcze, emocje, procesy motywacyjne, osobowość) a terapeuta freudowski jako psychiczny układ złożony z dwóch systemów – świadomości i nieświadomości.

Biorąc pod uwagę tzw. Manifest Kandela, zawierający propozycję założeń, na których powinna opierać się współczesna psychiatria, a ściślej ten jego punkt zakładający, że wszystkie czynności umysłu stanowią odzwierciedlenie czynności mózgu, nie sposób nie zadać sobie następujących pytań. Jeśli mózg tworzy umysł wraz ze wszystkimi jego właściwościami, a psychoterapia ten umysł zmienia, to czy psychoterapia zmienia sam mózg? Czy może jedynie jego funkcje i swego rodzaju jakość i sprawność działania? Czy skuteczność psychoterapii da się „zobaczyć” nie tylko na poziomie zmiany afektu, przekonań i zachowań pacjenta, ale także w postaci zmian zachodzących w mózgu na poziomie biochemicznym, fizjologicznym, funkcjonalnym i w końcu strukturalnym? Jak to wygląda w świetle badań?

piątek, 22 lutego 2013

Czy psychoterapia zmienia mózg? cz.I

Skuteczność psychoterapii potwierdzona została wieloma badaniami klinicznymi. Ich wyniki bazują na efektach terapii zgłaszanych przez samych pacjentów. Widoczne i dające się opisać zmiany funkcjonowania i przeżywania niezbicie dowodzą, że psychoterapia działa. Co dzieje się jednak w mózgu człowieka w procesie psychoterapii?
Pracując jako psychoterapeuta psychodynamiczny, często zadaję sobie pytanie: co takiego dzieje się, na poziomie biologicznym w mózgach pacjentów, z którymi pracuję? Widziałem zmiany, które zachodzą w ich sposobie przeżywania siebie i świata, budowania relacji z innymi ludźmi, wyjaśniania spotykających ich zdarzeń i sytuacji. Kończąc proces terapii, zawsze rozmawialiśmy o tym, jak zmieniło się ich rozumienie samych siebie, jakie nowe, adaptacyjne zachowania włączyli w swój wachlarz umiejętności a z czego zrezygnowali, jak zmieniło się ich samopoczucie i w końcu, jaki ma to wpływ na ich subiektywne poczucie własnej wartości. Miałem świadomość zmian, o których napisano już wiele w literaturze przedmiotu, a które są wynikiem podejmowanych różnych działań i interwencji psychoterapeutycznych w procesie terapii. Zmian na poziomie zachowania, funkcji poznawczych, przekonań i afektu. Zastanawiało mnie jednak, jakie zmiany zachodzą na poziomie psychofizjologicznym a ściślej co dzieje się w mózgu człowieka, który najpierw pozostaje w procesie terapii, a później, osiągnąwszy postawione sobie cele, go kończy. Czy zmienia się coś na poziomie neuronalnym? A może zmienia się aktywność mózgu? Może uaktywniają się różne, do tej pory nie funkcjonujące obszary? Czy też funkcja tych obszarów ulega poprawie lub swoistemu wyciszeniu? Czy tworzą się nowe połączenia, ścieżki neuronalne czy też jest to jedynie zmiana ilości i aktywności neuroprzekaźników bez zmiany fizycznej struktury mózgu? Jeśli więc coś ulega zmianie to co? I jak to sprawdzić? Czy da się to zobaczyć?

Poszukując odpowiedzi na postawione w tytule pytanie, należałoby zacząć od krótkiego opisu, czym jest terapia psychodynamiczna i jakie są jej założenia. Kiedy Freud ponad sto lat temu rozpoczynał swoje słynne prace analityczne, zapewne nie spodziewał się tego, co odkryje. Był pierwszym badaczem, który zauważył wpływ ludzkiej nieświadomości na ludzkie przeżywanie i działanie. Jego zdaniem, wszystko to, co ludzie robią, jak przeżywają czy jak myślą nawet, ma swoje źródło w nieuświadomionej, nieustannej walce wewnętrznych popędów i konfliktów. I ta właśnie walka ma bezpośredni wpływ na podejmowane decyzje. Według Freuda, zupełnie nieświadomie. Jak Freud (i jego następcy) rozumieli pracę terapeutyczną?

Według psychoterapeuty freudowskiego, praca taka polega na stopniowym przenoszeniu tego co nieświadome do świadomości. Zatem wgląd oraz w konsekwencji przepracowanie wynikających z tego emocji i uczuć jest kluczem do poprawy sposobu przeżywania i jakości życia. Uczynienie tego co nieświadome świadomym, ma według psychoanalityków istotne znaczenie terapeutyczne. Praca nad własną nieświadomością w połączeniu z innymi czynnikami leczącymi (np. dobrą relacją terapeutyczną) jest więc kluczem do ustąpienia objawów, do wyleczenia pacjenta. Zarówno Freud (choć z wykształcenia był neurologiem) jak i idący jego śladami, raczej nie zadawali sobie pytania o to, co dzieje się w mózgu pacjenta na poziomie funkcjonalnym i fizjologicznym. Interesowały ich wyłącznie procesy psychiczne zachodzące w trakcie terapii, procesy, które mogli badać i analizować za pomocą tzw. wolnych skojarzeń i swobodnie błądzących myśli pacjenta.
Choć Freudowi znane były zapewne badania Parkinsona, Broca, Golgiego, Cajana czy Loewiego dotyczące budowy i funkcjonowania mózgu, raczej nie wydawał się być zainteresowanym biologiczną, fizjologiczną stroną procesu psychoterapii. Nie przypuszczam, by interesował się ewentualną zmianą struktury czy funkcjonowania mózgu pod wpływem leczenia, w jego obszernych pracach trudno doszukać się dociekań dotyczących tego tematu. Analizując pacjenta, Freud nie wiedział o istnieniu neuroprzekaźników. Nie mógł więc zatem także rozpatrywać ich wpływu na mózg człowieka. Ani neuroprzekaźników, ani hormonów, nad którymi badania dopiero w czasach Freuda się rozpoczynały a sama nazwa "hormon" powstała w roku w 1905, i została nadana przez angielskiego fizjologa Ernesta Starlinga.

czwartek, 21 lutego 2013

Potrzeby w rozumieniu ekonomicznym, gospodarczym, społecznym

Potrzeby to pragnienia o charakterze biologicznym, społecznym, ekonomicznym. Bywają też w nauce określane jako uświadomiony brak czegoś, a to oznacza, że towarzyszą nam przez cały okres naszego świadomego istnienia.
Natomiast w potocznym tego słowa znaczeniu oznaczają to, co jest konieczne i niezbędne w znaczeniu przedmiotowym (np. podstawowe produkty spożywcze, dach nad głową) i poza przedmiotowym (np. edukacja, opieka medyczna, praca). Innymi słowy, za przedmiot potrzeby należy uznać wszystko bez czego ciężko się obejść, a brak tego wręcz nakazuje działanie, mające na celu zaspokojenie danej potrzeby.
W znaczeniu ekonomicznym i gospodarczym źródłem zaspokajania potrzeb są wszelkiego rodzaju towary oraz usługi, które powstają z istniejącego na nie popytu generowanego przez konsumentów. Popyt ten powinien być poparty zgodą na pokrycie kosztów wymaganych do zaspokojenia danej potrzeby. Podstawowym problemem ekonomicznym i gospodarczym jest nieograniczony popyt konsumentów przy posiadanych przez nich ograniczonych środkach na jego zaspokojenie. W gospodarce rynkowej, to system cenowy decyduje o rozdziale środków pomiędzy poszczególnymi potrzebami.
Abraham Harold Maslow amerykański psycholog jest autorem hierarchii potrzeb, składającą się z pięciu zasadniczych szczebli. Hierarchia ta znana jest również jako piramida Maslowa, w której na samym dole znajdują się te o charakterze podstawowym, których zaspokojenie pozwala na przeżycie, (np. chleb, mieszkanie, woda). Wyżej natomiast lokują się potrzeby takie jak np. miłość i bezpieczeństwo. Natomiast szczyt piramidy wieńczą potrzeby związane z samorealizacją. Przeciętny człowiek, statystyczny everyman, ma ułożoną hierarchię potrzeb, w sposób w jaki uchwycił to Harold Maslow. W każdym społeczeństwie zdarzają się co prawda przypadki zachwiania czy też silnego przewartościowywania piramidy potrzeb, nie są to jednak przypadki typowe.

czwartek, 14 lutego 2013

Typy szkół psychoterapii

Psychoterapią nazywamy relacje pomiędzy terapeutą a klientem, które mają na celu pomoc klientowi w zgłaszanym przez niego problemie natury psychologicznej.
Celem sesji terapeutycznych jest poprawa samopoczucia i stanu psychicznego klienta, która umożliwi lepsze funkcjonowanie w różnych sferach życia codziennego. Psychoterapia może zostać zastosowana przy leczeniu i rozwiązywaniu różnych problemów. Każda szkoła psychoterapii charakteryzuje się stosowaniem odmiennych metod i technik prowadzenia terapii.
Podejście psychodynamiczne wiąże się z rozpoznaniem doświadczeń z dzieciństwa, które mają wpływ na zgłaszane przez klienta problemy. Dzięki interpretacji wspomnień i relacji z rodziną, rozumie on motywy swojego postępowania.
Druga szkoła polega na orientacji behawioralnej. Opiera się ona na przeświadczeniu, że każde zachowanie człowieka zostało wcześniej wyuczone. Terapia polega na zastąpieniu błędnych nawyków, nowymi, pożądanymi. Efekt ten uzyskuje się chociażby poprzez techniki relaksacyjne albo przedstawianie przez terapeutę modeli prawidłowych zachowań, które klient zobowiązuje się powtarzać, aż do uzyskania satysfakcjonującego efektu.
Podejście poznawcze również dotyczy zachowania człowieka. Terapia wygląda podobnie jak w orientacji behawioralnej, jednak więcej uwagi przykłada się procesom poznawczym, które towarzyszą danemu zachowaniu. Dwie powyższe szkoły są do siebie na tyle podobne, że często mówi się po prostu o podejściu behawioralno-poznawczym.
Podejście systemowe opiera się na przekonaniu, że człowiek jest zawsze częścią jakiegoś środowiska i nie można rozpoczynać terapii w oderwaniu od społeczności, w jakiej żyje. Każdy system oddziałuje na należące do niego jednostki. Analogicznie, również każda jednostka oddziałuje na system, do którego należy. Najczęściej spotykanym systemem są rodziny, których członkowie zgłaszają różne problemy związane ze wspólnymi relacjami, kłopotami w komunikacji, zauważeniem niepożądanych nawyków u członka rodziny. Przykładem tej szkoły jest chociażby terapia systemowa rodzinna.
Kolejna szkoła reprezentuje podejście humanistyczno-egzystencjalne. Problemy, z którymi zgłaszają się klienci, dotyczą głównie zaburzeń osobowości, które są efektem braku zaspokojenia poczucia bezpieczeństwa, braku miłości, możliwości samorealizacji czy akceptacji. Podczas terapii, osoba powinna zrozumieć powody swojego postępowania, co pomoże jej poradzić sobie z własnym problemem.
Informacji o różnych podejściach do typów i metod psychoterapii dostarczają szkolenia z psychoterapii.

piątek, 1 lutego 2013

O Duszy z Miłością....

Miłość – jak twierdził Platon – to rodzaj boskiego szaleństwa. Miłość  jest miernikiem naszego związku. Współcześnie do miłości podchodzimy jak do czegoś co możemy kontrolować; zastanawiamy się czym jest miłość i jak skutecznie możemy kochać.
Miłości stawiamy wygórowane żądania, oczekiwania i dziwimy się, że borykamy się z wieloma problemami w związku miłosnym. Chcemy by miłość wyrwała nas z pustki naszego istnienia i wyleczyła wszystkie nasze rany. Kiedy po raz kolejny rozpada nam się związek, przyrzekamy sobie nie powtórzyć nigdy tego samego błędu. Ale miłość za każdym razem, kiedy kochamy na nowo, uczy nas czegoś nowego. Zapominamy, że miłość jest wieczna i trwała. Ma moc odradzania się.
Może na miłość warto spojrzeć jako na dzieje ludzkich związków i spostrzegać ją jako doświadczenie naszej duszy? Bo miłość zawsze odrywa nas od ziemi i powoduje wzrost  naszej świadomości. W miłości wznosimy ukochanego/ukochaną na szczyty boskości naszej wyobraźni. Chcemy folgować nieziemskim potrzebom i apetytom. Nie dostrzegamy wtedy wad ukochanego. Może miłość nie jest na miarę tego świata? 
I nasza dusza poprzez miłość chce nasycić swój głód.
Miłość chcemy traktować kierując się ziemskim rozsądkiem a tymczasem miłość ma w sobie już coś wiecznego. To miłość uwalnia nas z pragmatycznego logicznego postępowania, trzeźwego życia. Miłość to nasze drzwi do boskości, droga do niebios. To wymiar duchowy.
Aby doświadczyć tego musimy się zgodzić, że miłość nie jest pojęciem romantycznym. Miłość w związku miłosnym ma swoje „cienie”. Często tracimy wiarę i nadzieję, myślami jesteśmy przy rozstaniu. Ulegamy nierealistycznym ideałom i wymaganiom. Gdy doświadczamy naszych niepowodzeń wtedy poznajemy pełny wymiar miłości.
Jedną z najsilniejszych potrzeb naszych to bycie w związku. To dusza potrzebuje intymności, bogactwa naszych osobowości i unikalności. Dusza również potrzebuje więzi – z innymi ludźmi, przyrodą, społeczeństwem i poprzez miłość to wyraża. Potrzebuje wspólnoty. Poprzez te więzi dusza nie musi domagać się swego. Miłość więc to nie tylko nie tylko sprawa relacji międzyludzkich ale również duszy.
Dusza mieszka w czasie – jest obecna w naszym życiu – mieszka też w wieczności – to jej boski wymiar. I gdy jej część zanurzona w życiu doprowadza nas do rozpaczy, pomyślmy wtedy o jej wieczności.
Pamiętamy również o tym – co podkreślał włoski filozof Marsilio Ficino - ”jedynym strażnikiem życia jest miłość, trzeba jednak samemu kochać, by być kochanym”

Konsekwencje wyuczonej bezradności - część 2

Wyuczona bezradność jako zespół cech i zachowań charakteryzujący osoby zalęknione i funkcjonujące w ogólnym poczuciu bezradności ogromnie komplikuje życie. Szczególnie jeżeli wykształca się przez długie lata i ma swoje konsekwencje w dorosłym życiu. To daje bowiem nowe możliwości doświadczania radości, szczęścia i spokoju.
Niepokój związany z przyjmowaniem bogactwa – Osoba przekonana o własnej niezaradności, nawet gdy jakimś dziwnym trafem przyciągnie do siebie znaczną sumę pieniędzy bądź inne dobra – nie czuje się z tym w porządku. Nie czuje się z tym bezpiecznie i nie potrafi właściwie zagospodarować tego, co otrzymała. Tym bardziej nie orientuje się, w jaki sposób działać, aby zbierać korzystne owoce swoich działań. Bogactwo odnosi się do wielu sfer, zarówno jeżeli chodzi o sferę finansową, związki lub rozwój osobisty. Taka osoba wiecznie przekonana jest, że nie wprowadzi do swojego życia żadnych skutecznych zmian, a potencjalne bogactwo jest sprawą dla niej kosmicznie odległą oraz niemożliwą do zrealizowania.
Napięcie na myśl o przyszłości – Jednostka z syndromem wyuczonej bezradności nie czeka na przyszłość. Ona się jej boi. Jako dziecko nauczyła się bardzo wielu przykrych faktów na temat swojego sprawstwa, dlaczego więc miałaby wierzyć, że jej życie teraz maluje się w pięknych barwach? Dorośli doświadczający lęku przed przyszłością trwają w bierności, bardzo często nie podejmując działań wykraczajacych poza ich poczucie bezpieczeństwa. Skoro nie ufają sobie, nie są w stanie zapewnić sobie szczęśliwej i bogatej przyszłości.
Trudności w dostrzeżeniu możliwości życiowych – Poczucie bezradności i trwanie uparcie w beznadziejnej sytuacji jest chyba najbardziej charakterystyczną konsekwencją wspomnianego syndromu. Osoba taka widzi niczym ślepiec, czyli praktycznie nic bądź niewiele. Nie dopuszcza do siebie nowych rozwiązań z lęku przed własną nieskutecznością lub porażką. Tym samym kreuje sobie dalsze życie jeszcze bardziej dołujące niż było ono dotychczas.
Trudności w odkryciu i przejawieniu własnych talentów i zdolności – Jedynie osoba wierząca w siebie oraz znająca własne mocne strony i zalety będzie mogła posługiwać się swoimi talentami. W przeciwnym wypadku, ktoś nauczony innej prawdy o sobie nie będzie nawet nigdy wiedział, w czym jest dobry oraz co mógłby zaoferować innym. To odnosi się do bardzo wielu dziedzin życia takich jak związki, bliskie relacje, praca, a także zwyczajna codzienność, w której po prostu warto wiedzieć, w czym się jest „dobrym”.
Niepewność interpersonalna – Ogólne poczucie niepewności wpływa na jakość kontaktów interpersonalnych co znacznie obniża zadowolenie i poczucie szczęścia. Ktoś zalękniony i uparcie trzymający się własnej wizji ludzi i świata nie zbuduje wartościowych związków, a na pewno nie otworzy się na bliskość.
Tłumienie własnych potrzeb „inni są ważniejsi”.- Oddawanie innym pola do działania, tłumienie własnych potrzeb na rzecz innych jest charakterystyczną, a zarazem przykrą konsekwencją utrwalonego syndromu wyuczonej bezradności. Z ogólnego poczucia bierności, niezaradności wyłania się obraz osoby, która kompletnie nie docenia siebie oraz własnych odczuć i gotowa jest poświęcić bardzo wiele dla akceptacji przez innych.
Przekonywanie siebie o posiadaniu mniejszych potrzeb z powodu lęku przed „poradzeniem sobie” Ktoś kto boi się działać nagminnie będzie uszczuplał swoje potrzeby wmawiając sobie, że nie istnieją, lub, że może się bez czegoś obejść. Za tym kryje się lęk przed porażką i nieporadzeniem sobie z ewentualnie podjętym działaniem. Lepszym rozwiązaniem wydaje się więc rezygnacja z tych, które wystawiałyby niezaradnego na większe ryzyko.
Lęk przed działaniem – paraliż decyzyjny – Niekiedy poziom poczucia zagrożenia jest tak wysoki, że jednostka nie jest w stanie działać. Nie podejmuje więc żadnych kroków, aby wyjść z beznadziejnej sytuacji tym samym pogłębiając izolację i poczucie przegranej.
Poczucie winy za dokonywane własnych wyborów – Osoby z syndromem wyuczonej bezradności wielokrotnie słyszały, że robią coś nieprawidłowo, że są złe, nieporadne itp. W dorosłym życiu każda podejmowana próba może związana być z poczuciem winy, które mocno zakorzeniło się w psychice.